środa, 8 kwietnia 2015

XII Chce do domu

Chce wrócić do swojego świata. To była moja pierwsza myśl kiedy zobaczyłam ten strój na sobie... A raczej jego brak...
Byłam owinięta bardzo cieniutkim materiałem i był spięty broszą w czachę na lewym ramieniu. Materiał bardzo ładnie owinięto wokół mnie i w ogóle, ale on wszystko odsłaniał. Nie było nawet skrawka ciała zasłoniętego! Wyglądałam jakbym była bezbronną kobieta albo dziwką co najmniej. Jednak miałam broń i to nie byle jaką. Miałam kosę o długości półtorej metra. Miała dwa ostrza na których były wygrawerowane krzyż z wężem. Na samej górze znajdowała się czacha, zaś kij był lekko pochylony i był cały czarny.
- Ta czacha jest prawdziwa? - Zapytałam Żniwiarza i przystawiłam mu pod twarz kose.
Podniósł rękę i ją odepchną lekko.
- Tak. Jest to czaszka najsilniejszego żołnierza, który poległ broniąc naszego terenu. Bogini chcą go uhonorować, wzięła jego czaszkę i ją wbiła by zawsze nad nią czuwał i ona nie zapomniała o nim.
- Rozumiem.
Tylko to byłam wstanie powiedzieć. Nigdy bym nie pomyślała, że poprzednia Bogini jest taka hmm... Troskliwa.
Ściągnęłam czym prędzej to zawstydzające ubranie i się przebrałam w moje stare ciuchy. Przynajmniej zasłaniało moje ciało. Mieliśmy już wyjść, ale ciągle patrzałam na kosę. Coś mnie do niej ciągnęło. Chciałam ją mieć przy sobie.
Jak ją trzymałam czułam się potężna wręcz niepokonana, a teraz bez niej czułam się bezbronna i słaba.
- Możesz ją wziąć ze sobą.
Wystarczyło mi tylko to zdanie żeby czym prędzej ją zabrać. Teraz mogłam wyjść bezproblemowo.
Szliśmy korytarzami na których były portrety. Było ich dużo i zauważyłam, że są sami mężczyźni.
- Dlaczego są sami mężczyźni? - Zapytałam się zatrzymując przy jednym z portretów.
Był to bardzo przystojny mężczyzna. Miał długie, lekko falowane włosy o złocistym kolorze. Oczy w kształcie migdałów, a kolor zielony wręcz wchodzący w brąz. Wydatne kości policzkowe i pełne usta. Ubrany w czarna zbroje. Stal prosto i dumnie.
Najdziwniejsze było to, że wydawało mi się, że na mnie patrzy.
Ku memu zaskoczeniu widziałam wszystkie szczegóły, których nie powinnam widzieć.
Przeniosłam wzrok na drugi portret i też widziałam wszystko wyraźnie jakbym sama go namalowała.
O dziwo ten drugi portret nie działał tak na mnie jak ten przede mną. Ten działał na mnie jak magnes.
- To są portrety wojowników, którzy bronili nas. Ta czaszka, która masz wbita w kosę jest tego o to mężczyzny.
- To dlatego czuję więź z tym portretem. Działa na mnie jaj magnes.
- W rzeczy samej. Był dla poprzedniej Bogini bardzo ważnym mężczyzna. Był bardzo oddany i lojalny wobec niej.
Patrzyłam jeszcze chwile na ten piękny portret i poszliśmy dalej.
Więcej się nie odzywałam już. Nie było potrzeby. Tak samo z portretami tylko patrzyłam i szłam dalej. Byli przystojni ale nic więcej we mnie nie wzbudzali niż podziw nad ich pięknością.
Przeszliśmy do jadalni, a przynajmniej ja tak to nazwę bo ten ich język jest strasznie trudny i długi. Jedno słowo brzmiało jak dwa.
Zaczęłam ostatnio tu jadać choć było to strasznie krępujące. Oni nic nie jedli , a tylko pili i zawsze patrzyli na mnie. Za każdym razem jak brałam następny kęs to się modliłam by żadnej gafy nie robić i nie ośmieszyć się.
Lepiej było w moim świecie. Lepiej było w domu. Gdzie mogłam być sobą i nikogo nie udawać. Gdzie byłam normalną dziewczyną, ale nieeee, musiało mnie to spotkać. Musiało mnie spotkać coś dziwnego, a na dodatek ciągle nie wiem jak powrócić do domu. 

niedziela, 29 marca 2015

XI Bogini

Obudziłam się na łóżku, w swoim pokoju, w Krainie Śmierci. Wszystko wydawało się normalne, tak jak bardzo normalne może być. Chociaż miałam dziwne wrażenie, że o czymś zapomniałam, że coś ważnego mi umknęło, tylko nie wiedziałam co i nawet nie wiedziałam jakiej kategorii było to coś. Usłyszałam pukanie do drzwi, więc usiadłam na łóżku.

- Proszę! - krzyknęłam, a do pomieszczenia wszedł Żniwiarz.

Trzymał w swoich kościstych palcach pysznie pachnące jedzenie dla mnie. Byłam człowiekiem, więc musiałam jeść. Dobrze, że o tym pamiętają. Ukazał moim oczom tosty i jajecznicę z boczkiem. Było to dziwne, takie normalne danie w takim nienormalnym świecie.

- Powiedz kto to wszystko gotuje? - zapytałam ciekawa i wzięłam się za jedzenie. Tak samo jak wyglądało, tak też smakowało.

- Nikt. - Spojrzałam na niego pytająco. - Schodzę na Ziemię byś miała odpowiednie produkty. My tutaj nie jemy. To jedna z zalet bycia nieżywym.

- I kościstym. - dodałam między kęsami.

- Tylko dlatego, że nasz świat to świat nieżywych. Świat Śmierci. Jednak to nie tyczy się Bogini. Bogini ma imitacje ciała, nie do końca jest to cielesne ciało, jednak, ma taką samą charakterystykę jak zwykłe ciało. Wydziela też taką poświatę, że potrafi każdego hm.. Jak to się u was mówi... A tak zwalić z nóg, a może powalić... Mniejsza o to. Bogini ma normalne ciało by inni z innych światów się jej nie bali. Ma też swój atrybut, czyli kosę, nigdy się z nią nie rozstaje. Ma też swój charakterystyczny strój.

- Kosę? – wszędzie indziej byłby miecz, ale nie tu musi być kosa.

Odchrząknął, więc zwróciłam znowu na niego swoją uwagę, a ten kontynuował.

- Dzięki Bogini możemy funkcjonować, ona daje nam moc do życia, że się tak wyrażę. Funkcjonujemy normalnie dzięki niej i inne takie rzeczy, zaś sama Bogini pilnuje porządku i chroni nas przed złymi istotami z zewnątrz. Nasz wymiar dzieli się na dwie strefy. Wewnętrzna i zewnętrzna. My znajdujemy się w wewnętrznej części. To królestwo zostało stworzone przez pierwszą boginie, która chciała oddzielić istoty przytulne od tych buntowniczych. Buntownicze istoty niszczyły wszystko i wszystkich na swojej drodze. Bogini tego nie akceptowała, więc zrobiła ten podział. Chciała by przytulne istoty nie bały się wyjąć z ukrycia i były bezpieczne. Zewnętrzna cześć jest pozbawiona wszystkiego. Sam piasek i kości. Tylko najsilniejsze istoty tam przetrwały, ale niestety nasza bogini została brutalnie zabita. Zapanował chaos. Buntownicze istoty przedarły się do nas i ich całe zło też. Od tamtego czasu zło jest wszechobecne tutaj. Potrzebujemy Bogini, która przepędzi to co złe, a przywróci to co dobre. - zrobił krótką przerwę. - Przez tysiące lat szukałem nowej bogini by znowu zapanował tu porządek. I w końcu znalazłem ciebie. 

Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, więc milczałam, a kiedy znowu spojrzałam na niego musiał chyba zrozumieć.

- Ja... nie wiem.. Chce sama podjąć decyzje... - szepnęła cicho, ale i tak wiedziałam, że mnie słyszy.

- Rozumiem. - wziął tacę i szedł w stronę drzwi kiedy przypomniało mi się coś ważnego.

- Czekaj! - Zatrzymał się i spojrzał na mnie swoimi ślepiami, chyba nigdy się nie przyzwyczaję, że świecą. - Mogę zobaczyć tę kosę?

- Oczywiście, że możesz, Pani. 

I wyszedł. Zaś ja wstałam z łóżka i przebrałam się w ciuchy, który zostały dla mnie przygotowane. Była to stara suknia gotycka. Dół spódnicy oraz gorsetowa góra została wykonana z bordowej tafty. Boki oraz tył sukienki pokryte zostały pięknym żakardowym materiałem. Sukienka została ozdobiona lamówkami ze sztucznej skóry oraz warstwą czarnej siateczki zakończonej koronką. Z przodu znajdowała się też dekoracja z czarnego sznura. Jest zapinana z boku na suwak oraz regulowana z tyłu za pomocą wstążek. Do tego biżuteria: kolczyki w formie szabli zdobione mechanicznymi kołami oraz czarnymi szkiełkami. Bransoleta ze szczegółową ważką osadzoną w ozdobnej ramię, która składa się z elementów floralnych i żuczków. I kolia. Łańcuszki zdobione mnóstwem małych krzyży. 

Zdecydowanie przesadzali z dodatkami, jakby nie mieli czegoś bardziej skromnego. W sumie to już zdążyłam się przyzwyczaić się do tego typu ubrań. Mają tylko takie stroje dla mnie. Wyszłam z pomieszczenia na korytarz i zaczęłam go zwiedzać. Miałam dziwne wrażenie, że już szłam tym korytarzem.  Było tu mnóstwo portretów i nagle przed sobą zobaczyłam dwie postacie. To był jeden ze strażników i... ja?

Podeszłam bliżej i rzeczywiście to byłam ja. Rozmawiałam z jakimś strażnikiem. Widziałam jak porusza ustami, ale nic nie słyszałam. Po chwili odszedł i pojawił się debil z Żniwiarzem u boku. Dziwił mnie tylko fakt, że nic nie pamiętam z tego. Ruszyli gdzieś, ale miałam dziwne uczucie, że nie mam iść za nimi, więc tak zrobiłam.
Przemierzałam korytarz wzdłuż i przechodziłam dalej. Nikogo nie spotkałam co szło mi na rękę. Trafiłam do dużej przestrzeni. I znowu zobaczyłam postacie. Były jak cienie. Cienie przeszłości.

Do tej przestrzeni wbiegłam ja, Żniwiarz i debil, a strażnicy z Żniwiarzem czekali tu i rzucili się na naszą trójkę.

Mój Żniwiarz chwycił mnie od tyłu i przyłożył mi jakąś chustę do twarzy. Straciłam przytomność, a tamta dwójka się jeszcze szarpała na daremno. Zostali ogłuszeni i zaciągnięci w inne rozwidlenie korytarza.

- Bogini. - podskoczyłam słysząc głos Żniwiarza. - Szukałem ciebie. Czy.. coś się stało? - zapytał widząc jak ja stoję i wpatruje się w jeden korytarz.

- Co tam jest? - wskazałam mu palcem korytarz, gdzie został poprowadzony Grimmjow wraz z tym drugim Żniwiarzem - Nigdy tam nie byłam, a jestem ciekawa.

- Lochy, Bogini. Zatrzymywani byli tam ci, którzy śmieli wtargnąć na nasze ziemie, ale już od wieków nie jest używany.

- Rozumiem.

Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Żniwiarz nie odstępował mnie teraz na krok wiec poszliśmy zobaczyć strój i kosę, którą nosiła moja poprzedniczka.

*****

- Możesz przestać tak na mnie patrzeć. Twoje twarze są odrażające. - odezwał się Auro, po dłuższej chwili ciszy.

- Wybacz, że teraz jest ta pora. - syknąłem.

Siedzieliśmy w lochach. Byliśmy zakuci w kajdany do ściany. Loch był brudny, obślizgły i mokry. Czyli w sumie taki standardowy loch. Chodziły tu nawet robale. Ohyda.

- To nie twoja winna, ale możesz tak nie patrzeć.

- Bo ty masz lepsze oczy.

- Przynajmniej mam jedną twarz i wszystko na swoim miejscu. - dobry był i jak widać, chciał wojny ze mną.

- Ja przynajmniej nie muszę ukrywać się do końca świata ze swoją szpetną gębą.

- Odezwał się ten przystojny. - dużo sarkazmu w to wsadził.

- Oczywiście, że jestem przystojny. Wystarczy ściągnąć klątwę, a do tego jest mi potrzebna Muerte.

- I wszystko jasne. - wiercił mnie swym spojrzeniem na wylot.

- Co niby?

- Chcesz żeby wróciła na Ziemię tylko po to by ściągać twoja klątwę. Nie liczysz się z jej zdaniem. Co z tego, że mówiłeś, że chcesz uratować ten świat, skoro masz w tym swój własny interes? A co jeśli ona chce tu zostać? Co jeśli ona tu jest szczęśliwa? Nie brałeś tego pod uwagę, prawda? Patrzysz tylko na siebie.

Nie wiedziałem co odpowiedzieć. To mną wstrząsnęło. Nie myślałem w ten sposób ale.... Miał rację... Ale też chciałem, mieć Muerte przy sobie. Chciałem żeby była ze mną. Nawet jeśli jest tu szczęśliwa to ten świat jak na razie jest pełen jej wrogów. Nie mogę pozwolić żeby jej coś się stało. W końcu jest Boginią, która ma panować nad tym światem, nie może zginąć. Musimy się stąd uwolnić za wszelką cenę.

piątek, 20 marca 2015

X Al'a Żniwiarz

Coś przykuło moją uwagę z prawej strony, odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam coś dziwnego. Chociaż spędzając tu tyle czasu, myślałam, że nic już mnie nie zaskoczy, a tu proszę taka niespodzianka. Na końcu korytarza stały dwie postacie. Jedna była podobna do Żniwiarza, tyle, że zamiast żółtych oczodołów miała je fioletowe. Osoba, o ile można tak to nazwać, stojąca obok niego była straszna, ale coś mi podpowiadało, że znam to coś. Miało cztery twarze, na jednej były same oczy, kolejna była gładka. Trzecia miała same usta, a ostatnia miała nos. Natomiast ciało wyglądało okropnie, całe było zdeformowane, ręce były powykręcane, a z kręgosłupa wychodziły lepkie macki, nogi całe zmasakrowane, to cud, że to coś jeszcze stało. Chciałam krzyczeć, ale jednocześnie podbiec do tego. Nie zrobiłam ani tego, ani tego. W pewnym momencie to coś do mnie zaczęło podbiegać. Kiedy spojrzałam w oczy coś zrozumiałam. Podbiegł do mnie i przytulił.

- Tęskniłem za tobą. - znałam ten głos, chociaż był trochę zdeformowany. Miałam ochotę płakać ze szczęścia. - Nie płacz, zabieram cię do domu.

Otarł moją samotną łzę, która wydostała się spod mojej powieki i jeszcze mocniej przytulił. Nie mogłam uwierzyć, że on tu jest, że ten debil tu się dostał.

- Jak...?

- Może pójdziemy gdzieś indziej? - zapytał al'a Żniwiarz

Nic nie powiedziałam tylko pokiwałam głową i zaprowadziłam ich do "mojego" pokoju. Grimmjow usiadł na łóżko, ja obok niego, a Żniwiarz stanął przy drzwiach. Nadal nie mogłam uwierzyć, że on tu był.

- Jak się tu dostałeś? - przerwałam ciszę, jednym z wielu pytań, które chciałam mu zadać.

- Mam swoje sposoby, ale mają one swoje konsekwencje.

- Mówisz o tym jak teraz wyglądasz?

- Taaa... Nie jestem mile widziany zarówno w tym wymiarze, jak i w innych.

- Dlaczego? - perfidnie zignorował moje pytanie i zaczął chodzić po pokoju. - Zabierzesz mnie stąd?

- Nie no co ty, przyszedłem powiedzieć ci, że masz bardzo ładny dom. Pewnie, że ciebie stąd zabiorę, ale najpierw musisz z kimś pogadać.

Spojrzałam na niego zdziwiona, a potem na al'a Żniwiarza i wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Mam dziwną niechęć do Żniwiarzy, nie wiem dlaczego. Może dlatego, że jeden porwał mnie z domu i mnie przetrzymuję, a do tego namawia do samobójstwa. Naprawdę nie wiem skąd wynika moja niechęć. Grimmjow podszedł do drzwi i chciał wyjść.

- A ty gdzie idziesz?

- Przejść się. - chciałam zaprotestować, ale nie pozwolił mi. - Spokojnie, będę uważał, nikt mnie nie złapie. Nie będę długo, a jak wrócę to zabieram cię do domu.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, a on wyszedł. Nawet nie zdążyłam się zapytać jak chce mnie zabrać. A no tak zapomniałam, on ma swoje sposoby. Przez chwilę panowała w pokoju niezręczna cisza, w końcu Żniwiarz się poruszył. Podszedł do mnie i uklęknął przede mną.

- Moja Pani, nazywam się Auro i jestem prawdziwym Żniwiarzem.

- Możesz wstać. – od razu wstał porzucając dworską etykietę i oparł się o ścianę. - Możesz mi powiedzieć o co tu chodzi, tamten Żniwiarz mówił, że on jest Żniwiarzem.

- Kilkaset lat temu, po ataku na nasz wymiar, nasza Bogini aby nas ratować wykonała potężne zaklęcie, które wiele ją kosztowało. Była tak osłabiona, że musiała wrócić do Krainy Bogów, jednak po odzyskaniu sił nie może stamtąd wrócić. Po zniknięciu Bogini na nasz zamek napadli Tristezi wraz z tym al'a Żniwiarzem. Od tamtej pory zamek popada w ruinę, a nasz świat upada i staje się coraz mroczniejszy, nawet jeśli jest to Kraina Umarłych to nie powinno tu być tak mroczno. Drzewo, które jest tutaj od zawsze i jest naszym symbolem, od tamtego czasu zaczęło więdnąć aż został wyschnięty krzak. Legenda głosi, że tylko kiedy Krainą Śmierci rządzi Bogini z rodu Sangre, to tylko wtedy dzrewo jest w stanie rosnąć. Drzewo nie kwitło od setek lat, a nadzieja mieszkańców na powrót Bogini z każdym dniem jest coraz mniejsza. - chciał kontynuować swój wykład, ale mu przerwałam.

- Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że jestem nie wiadomo kim i, że mam uwolnić ten świat, kiedy nawet nie wiem jak?

- Jesteś ostatnią córką rodu, to twój obowiązek.

- Jestem zwykłą dziewczyną, która przez ostatnie parę tygodni ma straszne przygody. Moi rodzice byli zwykłymi ludźmi. Nie ma najmniejszej szansy na to, że jestem tą Boginią. - niby wiedziałam wcześniej o tym, że jestem Boginią, ale dopiero teraz dotarło do mnie co to naprawdę oznacza.

- Ech, jesteś niedoinformowana, ale to nic nie szkodzi.

- Czyli masz zamiar powiedzieć mi prawdę?

- Chciałoby się, sama musisz do tego dojść. Nie ma nic w życiu podanego na tacy.

- A skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę?

- To od ciebie zależy czy mi uwierzysz czy nie. A teraz wybacz, ale muszę iść coś sprawdzić.

Nawet nie czekał na odpowiedź, po prostu sobie wyszedł. W porównaniu z tamtym Żniwiarzem ten był o niebo lepszy. Był bardziej jakby to powiedzieć, normalny. Nie był taki sztywny i w dodatku nie traktował mnie jak nie wiadomo kogo.

Z głową pełną rozmyślań położyłam się na łóżko. Miałam dosyć wrażeń jak na jeden dzień, ale czułam, że to dopiero początek. Nie wiedziałam czy mogę zaufać Auro i jego słowom, chociaż Grimmjow mu zaufał, wiec może ja też powinnam. Ale z kolei nie wiem też za wiele na temat pedanta. Znam go od niedawna i równie dobrze może brać udział w spisku. Tak naprawdę nikomu nie mogłam ufać, nikogo nie znałam. Nie wiedziałam co mam zrobić. Najlepszym wyjściem by było zostać w tym świecie i dowiedzieć się więcej o nim i w ten sposób ustalić kto ma rację, ale z kolei jeśli zamek jest pod kontrolą Żniwiarza to i tak niczego się nie dowiem.

- Totalna ruina z tego zamku. - usłyszałam głos debila, usiadłam, stał przy oknie, ale wyglądał inaczej, nie miał już czterech twarzy tylko jedną, która i tak wyglądała strasznie, ale lepiej niż poprzednie cztery. Teraz przynajmniej przypominał siebie.

- Jak?

- Mówisz o tym, jak to się stało, że zamiast czterech twarzy mam jedną? Otóż odpowiedź jest prosta, moc klątwy w pewnym okresie czasu jest mniejsza.

- Aha.

- Wiesz, że nie masz wyboru i musisz wrócić.

- Chciałabym sama decydować o tym co muszę, a co nie.

- Niestety w tej sprawie nie możesz.

- Dlaczego?

- Bo to nie jest kwestia tego gdzie będziesz żyć i tego gdzie chcesz, tylko chodzi o ludzi, którzy znajdą się tu po śmierci. Jest to wymiar Śmierci, a bez osoby dobrze zarządzającej będzie tu tylko gorzej, a podobno po śmierci się odpoczywa.

- To chyba lepiej żebym tu została i zaprowadziła porządek.

- Zbyt duże niebezpieczeństwo żebyś tu została, za dużo niebezpieczeństw i osób, które chcą cię zabić, a jeśli zginiesz to będzie koniec tego świata.

- Ale przecież w końcu o to chodzi, abym porzuciła swoje ciało.

- Słuchaj, nie wiem co ci ten al’a Żniwiarz powiedział, ale to nie tak. To jest bardziej skomplikowane. Jeśli twoje ciało zginie to moc z niego, a właściwie z twojej krwi zostanie uwolniona i nikt nie wie jakie może to przynieść skutki, równie dobrze może zniszczyć cały ten wymiar w jednej sekundzie. A jeśli twoje ciało zginie podczas specjalnego rytuału to obudzi to potężną boginie Morrigan, przejmie ona twoje ciało, a twoja dusza będzie w nim uwięziona. Tego chce ten Żniwiarz co ciebie porwał. Jest też trzecia opcja. Wykonasz rytuał, który przywróci do życia inną boginie Tsukiyomo, ona pierwotnie rządziła tą krainą. Żniwiarz  cały czas szuka sposobu żeby przywołać tutaj swoją boginię, a ostatnio znalazł stare zapiski i tak odnalazł ciebie.

- A skąd ty niby to wszystko wiesz co? Jestem już tu jakiś czas i jakoś nic z tego co powiedziałeś nie obiło mi się o uszy, no może poza pozbyciem się ciała.

- Auro mi powiedział.
- A jaką masz pewność, że ciebie nie oszukuje?

- Muerte, spójrz prawdzie w oczy. To miejsce to kompletna ruina. Ruiny zawsze źle świadczą. A do tego widziałaś gdzieś dusze, co? Przecież to jest Kraina Umarłych, więc powinno ich tu być całkiem sporo.

Cholera, miał rację. Nie spotkałam jeszcze nikogo innego poza Żniwiarzem i strażnikami, a przecież jest więcej martwych niż żywych, więc dlaczego tu jest tak pusto?

- Więc, mówisz mi, że lepiej będzie uciec z tego wymiaru? Zostawić wszystko tak jak jest i po prostu uciec?

- To nie tak, że uciekasz. Ustaliłem z Auro, że on zinfiltruje zamek, co i tak już dawno zaczął, a ty pod moim okiem będziesz trenować swoje moce. Nie dasz rady wykonać rytuału, kiedy nawet nie umiesz używać swoich mocy.

- Że niby ty masz mnie szkolić? - uśmiechnął się niebezpiecznie i podszedł do mnie.

- Nie będzie litości.

- Skoro jestem taka ważna to nie mogę się przemęczać.

- Od nadmiernego wysiłku nie umrzesz.

Złapał mój podbródek, już chciał mnie pocałować, kiedy do pokoju wparował Auro. Zrobiłam się cała czerwona na twarzy.

- Oj, wybaczcie, że przeszkadzam wam w takim momencie, ale tak trochę, no nie mamy czasu na takie rzeczy.

- Zobaczyli cię? - zapytał zaskoczony debil.

- Niestety, także trzeba się pospieszyć. Chodźcie.

W sumie to bardzo dobrze, że Auro nam przeszkodził. Nie miałam zamiaru całować debila kiedy on mnie, ostatnim razem tak zostawił. Grimmjow wstał i skierował się do wyjścia. Nadal nie była przekonana do tego wszystkiego, jednak postanowiła zaufać osobie, którą znam najdłużej z wszystkich dostępnych tu osób. Wstałam i ruszyłam za nimi. Szliśmy długim korytarzem, w końcu weszliśmy do wielkiego i ciemnego holu. Kiedy tylko wyszliśmy na środek. Światła zapaliły się, a nas otaczała cała masa strażników razem z al'a Żniwiarzem na czele.

- Złapać ich, tylko uważajcie na naszą Boginię. - wydał rozkaz, a wszyscy strażnicy się na nas rzucili. Jak to możliwe, że wszystko zawsze idzie nie po mojej myśli?

piątek, 13 marca 2015

IX Puste korytarze

Sama nie wiedziałam ile już tu jestem. Nie było tu dnia ani nocy. Cały czas na niebie był widoczny Księżyc, nawet nie byłam w stanie jednoznacznie stwierdzić czy jest cały czas w tym samym miejscy czy się przemieszcza. Miało się wrażenie, że w tym miejscu coś takiego jak czas nie istniało. Jeśli ktoś mi powie, że ma tyle i tyle lat to moim pierwszym pytaniem będzie jak mierzą tu czas, bo jak dla mnie jedyne co pomagało mi odmierzać czas to kiedy dostawałam posiłki, które swoją drogą nie są tak częste jak wymaga tego ode mnie mój żołądek. 

Poza zdecydowanie za rzadkimi posiłkami to też wszędzie było wyczuwalne napięcie, tak jakby miało się wydarzyć coś ważnego i przełomowego. Gdziekolwiek się ruszyłam wszędzie byli strażnicy, gdzie tylko bym się nie odwróciła tam stali strażnicy. Wszelkie próby zagadania ich był nic warte. Ignorowali mnie! A najgorszy w tym wszystkim był ten Żniwiarz. Nie opuszczał mnie nawet na krok. Nawet jak szłam do łazienki. On to jakoś inaczej się nazwał, ale nawet gdybym próbowała to powtórzyć i tak nie umiałam. Ten język był dziwny, w życiu takiego nie słyszałam, ale brzmiał na bardzo stary, o ile w ogóle język może brzmieć staro. Nie wiem jak oni sobie wyobrażają to, że mam być ich Boginią nawet jeśli nie znam ich języka.

Gdy tak myślałam o byciu tą Boginią to czułam się dziwnie. Musiałam się tylko pozbyć swojego ciała. Niby takie proste, ale... bałam się. Niby widziałam co tu się dzieje i jest kiepsko, ale nie chciałam tu zostawać na zawsze. Chciałam wrócić do swojego normalnego życia. Do swojego domu, nawet gdybym miała z powrotem zamieszkać z wujostwem. Nie chce tu zostawać, chce być tam,  znaczy tam gdzie jest ten debil.

Czułam jak się czerwienie na twarzy. Czy ja właśnie pomyślałam o tym by być z tym debilem? Jak? Przecież.... nic mnie z nim nie łączyło... Prawda? Znałam go chwilę, ale ciągnęło mnie do niego. Przecież nie mogłam się w nim zakochać. Nie, zdecydowanie nie. Miłość to za mocne słowo. Przyznam się, że mnie pociąga, ale nie w takim stopniu żeby od razu się w nim zakochać.

- Coś się stało? - usłyszałam głos Żniwiarza przy moim uchu, który skutecznie przerwał moje rozmyślania.

Podskoczyłam przestraszona. Ciągle się nie przyzwyczaiłam się do jego obecności i do bycia w tym zamku. Spojrzał na mnie choć ciężko to tak nazwać. Jego oczodoły były straszne. Świeciły na żółto i to było jeszcze gorsze. Zamiast oczu dwa świetliki, to nie jest miłe kiedy są zwrócone w twoją stronę.

- Mógł byś chociaż mnie na chwile zostawić samą? Chce odpocząć. - zapytałam niewinnie.

Przyglądał mi się z dobrą minutę i wreszcie się odsunął ode mnie.

- Jak sobie życzysz Bogini. Odpoczywaj, a ja zajmę się swoimi obowiązkami. - Mówiąc to pokłonił się i czym prędzej wyszedł z mojego tymczasowego miejsca pobytu. Chyba tymczasowego. Nie miałam zamiaru tu zostawać na zawsze. Chciałam wrócić do domu.

Usiadłam na pobliskim krześle, delektując się chwilą samotności. Rozejrzałam się po moim więzieniu, bo chyba inaczej nie szło go nazwać. Nie był zbyt duży, ale też nie była to ciasna klitka. Na środku znajdowało się łóżko dwuosobowe, chociaż wolę myśleć, że wielkie jednoosobowe. Zagłówek miało w kształcie czachy z otwartą paszczą i czerwonym oczami. Łóżko było otoczone kościami w lekki łuk, jakby od żeber. Pościel i same poduszki były czarne, a materac bardzo miękki. Gdy się patrzyło w sufit miało się wrażenie, że jest się pod gołym niebem. Gwiazdy były bardzo realistyczne, tylko brakowało tam Księżyca. Ściany były oczywiście czarne. Miałam okno z widokiem na zamek, parapet był na tyle szeroki, że na spokojnie mogłam na nim usiąść, co ostatnio było moim najczęstszym zajęciem. Pokój był nawet ładny, ale dla mnie za mroczny. Wszędzie były czaszki lub kości. Wolałam swój pokój w domu.

No właśnie dom, muszę tam wrócić. Nie wiedziałam jak, ale musiałam to zrobić. Wiedziałam, że to ryzykowne, ale musiałam skorzystać z okazji, że Żniwiarz mnie zostawił samą. Otworzyłam najciszej jak potrafiłam drzwi od mojego pokoju i się rozejrzałam. Nikogo nie zauważyłam, o dziwo, bo zawsze kręciło się pełno strażników, więc postanowiłam wyjść dalej. Przemieszczałam się długim i wysokim korytarzem. Ściany składały się z mieszanki czarnego marmuru z grafitem,  a w pewnych odstępach wisiały portrety. Przyglądałam się każdemu po kolei w spokoju. Byli tu sami mężczyźni, a jednak był jeden jedyny portret kobiety. Miała czarne i proste jak drut włosy i niebieskie oczy, a źrenice były w kształcie oczu kota. Rysy twarzy łagodne, pełne usta i mały nos. Siedziała na krześle, chociaż bardziej bym powiedziała, że to tron, a ręce trzymała na kolanach. Ubrana była w starą suknie z czasów antyku, przynajmniej mi taką przypominała. W kolorach srebra, szkarłatu i czerni. We włosy miała wpięty czerwony kwiat róży. Patrzałam jak zahipnotyzowana w ten portret. Przypominała mi kogoś, ale nie mogłam stwierdzić kogo. Była znajoma i jednocześnie obca. Miała w sobie coś takiego znajomego, miałam wrażenie jakbym patrzyła na babcię, której nie widziało się od lat w dodatku w młodszym swoim wydaniu.

Usłyszałam jakieś kroki, więc spojrzałam w tamtą stronę. Zobaczyłam postać w czerni, ale mimo, że była cała schowana pod szatami stwierdziłam gładko, że jest młody. Nie wiem skąd to wiedziałam, po prostu to wiedziałam. Chciał odejść.

- Poczekaj. - odezwałam się i wyciągnęłam w jego stronę rękę.
Widziałam jak się waha, ale po chwili odwrócił się i uciekł.

- Nienawidzę tego miejsca. - szepnęłam w przestrzeń i poleciała mi samotna łza.

Byłam tu sama. Nikt ze mną nie rozmawiał oprócz tego Żniwiarza, ale on w sumie bardziej mną dyrygował, a raczej próbował. Nie miałam tu nikogo z kim mogłabym porozmawiać, nic nie wiedziałam, miałam same pytania, a żadnych odpowiedzi.
Starłam łzę i postanowiłam iść dalej. Korytarze nadal były puste, jednocześnie było mi to na rękę, a jednocześnie chciałabym spotkać kogoś i z nim porozmawiać. Kogoś innego niż Żniwiarza. Przemierzałam zamek i stwierdziłam, że nikt się tu nie przykłada i wystarczy coś mocniej uderzyć i się rozpadnie. Całe to miejsce wyglądało jak jedna wielka ruin kiedyś niezwykle pięknego zamku.
Przemierzając samotnie korytarze tej majestatycznej budowy, zobaczyłam kolejnego strażnika, który mi się skłonił. Pojawił się znikąd i się przestraszyłam trochę. Nadal nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś się nagle się przede mną pojawia. Nie wiedziałam co powiedzieć, ale wpadłam na pomysł. W końcu jestem ta "Boginią Śmierci", więc mogę to wykorzystać.

- Strażniku. - odezwałam się pewnym siebie głosem, a ten na mnie spojrzał. - Chce byś coś zrobił.

- Co mogę dla ciebie zrobić, o Pani? - zapytał przejętym głosem jeśli można to tak nazwać.

- Chce, żebyś wybrał kilku innych strażników albo tyle ile będzie ci potrzebnej pomocy i wraz z nimi zaczął odbudowę zamku. Konstrukcja jest bardzo słaba i niestabilna i w każdej chwili może się zawalić. - ruszyłam powoli krokiem, a on za mną szedł jakby wiedział, że musi mnie jeszcze wysłuchać. - Chce, żebyś zaczął od mojej komnaty, a potem resztę zamku. Wiesz o czym mówię prawda? - zapytałam się go i spojrzałam na niego.

- Wiem, o Pani i zrobię wszystko co w mojej mocy by zrobić to tak jak sobie życzysz. Będę dbał o twoje bezpieczeństwo i spełnię każdy twój rozkaz.  -  wypowiedział to jak formułkę i nie wiem czemu ale spodobała mi się jego lojalność.

- Cieszę się, a i jeszcze jedna sprawa. Informuj mnie o wszystkim i... od dziś będziesz moim osobistym strażnikiem. - odparłam.

Nie wiem co mnie podkusiło, ale miałam dziwne wrażenie, że muszę szukać sojuszników takich jak on. Nie ufałam Żniwiarzowi. Czułam, że coś knuje i to coś niedobrego. Musiałam poznać tajemnice zamku oraz tej krainy.

- Jak sobie życzysz, o Pani. - słyszałam nutkę zadowolenia w jego głosie, którą próbował stłumić, ale i tak ją usłyszałam.

- Możesz już odejść.

Skłonił się głęboko i odszedł czym prędzej. Chociaż był to tylko szkielet o czerwonych oczodołach to wiedziałam, że jemu mogę ufać. To był jak szósty zmysł, który mi pomagał w tym miejscu żeby przetrwać.

Postanowiłam iść dalej oglądać zamek. Moje myśli krążyły teraz koło tego Idioty. Zastanawiałam się co robi? Jak się czuje? Czy nic mu nie jest?

Martwiłam się bardziej o tego idiotę niż o siebie. Nie powinnam się nim tak przejmować, w końcu zostawił mnie samą. Właśnie, powinnam być na niego wściekła, że to zrobił, w końcu gdyby mnie nie zostawił to może by mnie tu nie było. Będę trzymać się tego uczucia może ona doda mi więcej siły, a jak na razie będę kontynuować moją samotną wyprawę i to brzmi jak plan.

******

Nie wiem ile już przeszliśmy, ale nogi mi już odpadały. Jakiś czas temu odzyskałem wzrok, chyba, nie jestem pewny, bo i tak nic nie widziałem. Od czasu do czasu jakieś kontury, a poza tym nic więcej. Dosłownie wszędzie było czarno. 

Ciągle trzymał mnie za nadgarstek i ciągnął. Nie odzywaliśmy się do siebie dosyć długo, a przynajmniej miałem takie wrażenie. Ciężko mierzyło się czas kiedy nic się nie widziało.

- Czy ty coś tu widzisz? - zadałem mu pytanie, bo już nie wytrzymywałem. Równie dobrze mógłby nas prowadzić na ślepo, a ja i tak nie mógłbym nic z tym zrobić.

- Owszem widzę. Jestem przyzwyczajony do mroku. Jestem w końcu Żniwiarzem. – odparł tak jakby to było oczywiste i miałoby mi cokolwiek wytłumaczyć.

I więcej się nie odezwał, a ja nie miałem zamiaru się już odzywać.  Szliśmy dalej w ciszy. Ten uścisk mnie denerwował. Te kościste palce były nieznośne i nieporęczne. Swędział mnie nadgarstek już, ale nie mogłem się uwolnić. Miał mocny uścisk, ale nawet gdybym się uwolnił to nie wiedziałem gdzie jestem. Nic nie wiedziałem, słyszałem, a nawet czułem. Byłem zbędny teraz. Równie dobrze mogłoby mnie tu nie być.

Postanowiłem zmienić myśli na coś innego i wypadło na to, że myślałem o Muerte. Musiała się czuć samotnie. Nie była osobą strachliwą więc wątpiłem, że jest przerażona. Chociaż w takiej sytuacji każdy mógłby być przerażony. Ciekawe co ona teraz robi i czy nic jej nie jest?

- Zaraz będziemy na miejscu. - dobiegł mnie jego głos.

- To.. fajnie...  - mruknąłem cicho.

Zatrzymaliśmy się i puścił moją rękę. Słyszałem jakiś szczęk, a potem skrzypienie i otworzył jakąś klapę. Zobaczyłem jakieś słabe światło i usłyszałem czyjeś kroki.

Spojrzałem na Auro i zobaczyłem, że to szkielet z fioletowymi oczodołami. Zakryty był czarnym płaszczem. Przynajmniej tak mi się wydawało, że to płaszcz. Wyszedł i podał mi rękę. Chwyciłem ją i sam wyszedłem z czerni. Znajdowaliśmy się w pustej komnacie, była dosyć wysoka i wielka, żeby nie powiedzieć ogromna. Po mojej prawej usłyszałem kroki i zobaczyłem ją. Zobaczyłem Muerte.

sobota, 7 marca 2015

VIII Klątwa

Stałem w miejscu gdzie ona zniknęła. Miałem na wyciągnięcie ręki, ale nie zdążyłem. Zacisnąłem mocno pięści, aż krew zaczęła lecieć. Za bardzo wbiłem paznokcie w skórę. Gdybym jej nie zostawił i nie odszedł za daleko... Warknąłem wściekły na swoją głupotę.

- Jednak miała rację nazywając mnie debilem. - mruknąłem cicho wyginając usta ku górze.

W jednej chwili, bez zastanowienia postanowiłem, że ją odnajdę. Musiałem to zrobić, nie miałem innego wyjścia. Jeszcze nie wiedziałem jak mam to zrobić, ale wiedziałem, że nie mogę jej tak zostawić. Najpierw muszę znaleźć sposób żeby dowiedzieć się gdzie w ogóle została zabrana. Wykonam zaklęcie Rulota. Będę do tego potrzebował paru składników, ale na szczęście nic skomplikowanego, wszystko co potrzebne mam w domu, no prawie wszystko, ale wiem gdzie zdobędę ostatni składnik.

Dotarcie do domu zajęło mi chwilę, a znalezienie składników jeszcze mniej. W takich chwilach dziękowałem losu, że zostałem pedantem, dzięki temu mam wszystko posegregowane i nie muszę za wiele szukać. Ostatni składnik zdobędę u Carlo, będzie nim krew Muerte, niezbędna do zaklęcia, dzięki niej zostanę teleportowany do miejsca, w którym znajduje się dziewczyna, chyba że jest otoczona przez bariery chroniące przed teleportacją to wtedy przeniesie mnie do punktu najbliżej jej położonego. 

Do Carlo dotarłem stosunkowo szybko, bo w niecałe 2 godziny. Na mój widok był niezwykle zdziwiony, ale jeszcze bardziej na to, że pojawiłem się bez Muerte. Opowiedziałem mu wszystko w skrócie, oczywiście pomijając to dlaczego dziewczyna była sama w domu. Na szczęście Carlo ma swoje zboczenie zawodowe i przechowuje próbki krwi wszystkich swoich pacjentów co na przestrzeni lat sprawiło, że ma ich bardzo dużo, cała jego piwnica jest nimi zapełniona. Ma wszystkie próbki krwi poza moją. Zawsze kiedy próbuje ją przechować ona zmienia najpierw swój kolor na fioletowy, a potem całkowicie wysycha, chociaż szalony doktorek nadal szuka sposoby, żeby zachować ją w ciekłym stanie. 

Na szczęście przez to, że przez jakiś czas mieszkałem u Carlo on również ma względny porządek, więc odnalezienie krwi Muerte nie zajęło mu dużo czasu.

- Mam nadzieje, że znasz ryzyko związane z tym zaklęciem.

- Przecież nie ma żadnego ryzyka i dobrze o tym wiesz.

- A co jeśli przeniesie cię do innego wymiaru? Co wtedy zrobisz?

- Nie wiem, ale nie mogę teraz odpuścić.

- Dlaczego tak bardzo zależy ci na tej dziewczynie?

- Ponieważ sama nie wie kim jest, a wiesz że to samo było ze mną.

- Uważaj na siebie. – wspomniałem już, że Carlo często zachowuje się jak mój ojciec?

- Dam radę.

- Jak zawsze, a może wpadłeś już na cudowny pomysł jak wrócisz z powrotem? Nie? Tak też myślałem. Masz tu dwie bańki z zaklęciem powrotu. Teleportuje cię dokładnie do tego miejsca, ale uważaj żeby nikt inny nie znalazł się w zasięgu zaklęcia.

- Dzięki Carlo.

Wziąłem od niego bańki, wsadziłem do kieszeni, a krew Muerte zmieszałem już z resztą przygotowanych składników. Teraz pozostaje mi tylko znaleźć odpowiednie miejsce do wykonania zaklęcia. Musiałem być jak najdalej od ludzi i ich cywilizacji, a jednocześnie mieć dużo wolnej przestrzeni. 

Znalazłem dosyć sporej rozmiarów polane, stanąłem mniej więcej na jej środku. Paznokciem przeciąłem sobie żyłę na nadgarstku u prawej ręki. Krwią zrobiłem dookoła siebie krąg. W środku kręgu musiałem narysować jeszcze kwadrat, ale tym razem z wymieszanych składników. W miejscu poza kwadratem, ale nadal w środku okręgu, musiałem napisać 4 słowa w języku wampirów. Tym razem składnikami zmieszanymi z moją krwią. Te słowa to: Spatiu, Sange, Muerte oraz Lume. Tylko wampiry mogły zobaczyć te napisy, cała reszta zobaczyła by po prostu puste miejsca
Gdy skończyłem, polizałem ranę, która się zagoiła i ślad po niej nie został.Stanąłem w środku okręgu i wyrecytowałem formułkę, dokończając tym samym zaklęcie:

- Duceti-ma in partea la care vrea sa fie.

Każde słowo namalowane na ziemi po kolei zaczęło świecić. Słychać było przy tym jakby ktoś trzaskał drzwiami. Następnie trójkąt, kwadrat i sam krąg zaczął świecić.

Poczułem moc jaka się uwalniała wraz z tym światłem i mnie dotyka. Czułem powiew wiatru i buchające gorąco, które po chwili rozrywało moje ciało. Najpierw skóra, mięśnie, tkanki, ograny, kości. Ból był przerażający, ale moje myśli ciągle od początku jak tylko zacząłem rysować ten krąg krwią były przy Muerte. To łagodziło trochę mój ból.

Po jakieś sekundzie, a miało by się wrażenie, że minęła wieczność moje ciało zaczęło się odbudowywać.  Kości, organy, tkanki, mięśnie i skóra. Wszystko po kolei, aż w końcu całe moje ciało zostało odbudowane. Generalnie to źle to wróżyło, bo jeśli moje ciało zostało zniszczone to oznacza, że przeniosłem się pomiędzy wymiarami, a to było niezbyt dobrą wiadomością. Wraz z momentem, w którym zdałem sobie sprawę, że jestem w innym wymiarze, poczułem okropny ból, wręcz paraliżujący na karku. Trochę jak w kreskówkach, nie zaczniesz spadać dopóki nie spojrzysz w dół. 

Nie mogę przenosić się pomiędzy wymiarami. Kiedyś mogłem, ale straciłem ten przywilej. Po prostu pewnego razu popełniłem błąd, który kosztował mnie rzuconą klątwą. Nie było to nic przyjemnego, na szczęście klątwa uaktywnia się tylko w przypadku podróży międzywymiarowej, jednak jest to bilet w jedną stronę, w sensie raz uaktywniona już nie zniknie do czasu wypełnienia paru warunków. Dopóki pozostawałem w jednym wymiarze, klątwa po prostu miała postać tatuażu na karku, który tam miałem był w kształcie koła. Miał w środku spirale, krzyże i gdzieniegdzie czaszki. Można po prostu powiedzieć, że była to abstrakcja  kształcie koła wypełnionego czaszkami i spiralami. Padłem na ziemię i nie mogłem się ruszyć. Mogłem tylko czuć ból i to jak te spirale rozchodzą się po moim ciele by mnie zmienić w potwora.

Nie wiem ile to trwało, ale w końcu byłem w stanie się poruszyć. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że to niewielka różnica jak miałem je zamknięte. Wszędzie było czarno, na szczęście po chwili moje oczy wampira zaczęły dostosowywać się do otaczającej mnie ciemności i zacząłem widzieć wszystko dokładnie. Otoczenie było dziwne i nieskładne, w sumie nie wiem czego się spodziewałem. Krajobraz przypominał trochę ten jaki pokazują w filmach postapokaliptycznych, wszędzie szaro i ponuro. Pomimo otaczającej mgły widziałem las w oddali, wulkany oraz zamek, który przyprawiał mnie o dreszcze. Wszędzie też były widoczne latające postacie przypominające dementorów z Harry’ego Pottera. Mam tylko nadzieje, że nie są tak samo gościnni, jakoś nie uśmiecha mi się pocałunek dementora. 

Miało się wrażenie, że wszystkie te stwory kierują się w stronę zamku. Miałem dziwne wrażenie, że właśnie tam znajdę moją zgubę. Musiałem się tam dostać jednocześnie unikając tych cholernych, czarnych w dodatku latających stworów. Ruszyłem biegiem w stronę zamku, nie było to łatwe biorąc pod uwagę fakt, że musiałem unikać innych postaci oraz to, że moje ciało po klątwie nie było zbyt poręczne. Jak otrzymałem tę klątwę nie przejąłem się tym zbytnio, bo nie planowałem podróżować międzywymiarami, jednak teraz oddałbym prawie wszystko żeby ściągnąć tą cholerną klątwę. Tak bardzo skupiłem się na swoim własnym nieszczęściu, że nawet nie zauważyłem de mentora podlatującego do mnie. Zorientowałem się w momencie, w którym było już za późno. Czułem jak wysysa ze mnie życie, jak wszystkie szczęśliwe momenty uchodzą w niepamięć, co prawda za wiele ich nie było, ale mimo wszystko. W jednej chwili straciłem całą nadzieję na to, że kiedykolwiek się ułoży, że będzie dobrze, że będę szczęśliwy. 

Czułem jak mnie pochłania i nagle przestał. Pojawiło się jakieś jasne światło, a dementor zniknął. Jakaś postać się do mnie zbliżała, ale nie widziałem nic przez to rażące światło. 

- Ciekawe. - usłyszałem jego basowy głos i straciłem przytomność.

Gdy się ocknąłem nie wiedziałem gdzie się znajduję, nawet nic nie widziałem, jedynie wszechogarniającą mnie ciemność. Jedyne co czułem to zapach zgnilizny.

- Och.. wreszcie się obudziłeś. - znowu ten sam głos, chciałbym zobaczyć właściciela tego głosu. - Wybacz musiałem za bardzo świecić ci w oczy, ale powinno za niedługo przejść. - odezwał się jakby mówił o najzwyklejszej czynności na świecie.

- Kim jesteś? - zapytałem i próbowałem usiąść, ale byłem zbyt osłabiony żeby zrobić to samemu, on musiał mi pomóc. 

- Jestem mieszkańcem tego wymiaru. Mówią na mnie Auro. Jestem żniwiarzem, a raczej nim byłem za nim mnie stracono. 

- Co masz na myśli? 

- Zastąpiono mnie kimś innym. Trochę to skomplikowana historia. Widziałeś zamek? - przytaknąłem mu na znak zgody, a ten kontynuował. - Odkąd mnie wymieniono ten zamek upadł i teraz za wszelką cenę chcą odzyskać Boginię Śmierci. Już nawet sprowadzili pojemnik na nią. Słyszałem jak ktoś mówił na nią Muerte. Ironia losu nie sądzisz? - przeszedł mnie dreszcz gdy wymówił jej imię. 

- Masz na myśli ludzką dziewczynę? - zapytałem choć znałem odpowiedź.

- Tak. Jest już tutaj od ponad tygodnia i zapewne namawiają ją by porzuciła to ciało. 

- Zrobili jej pranie mózgu? 

- Można tak powiedzieć jednak na razie tylko ją namawiają, ale jest coraz mniej czasu i mogą ją do tego zmusić. Żniwiarz, który tam teraz jest zrobi wszystko by osiągnąć swój cel. Bez względu co o tym myśli sama Bogini. - wstałem z chciałem już iść ale poczułem jego kościstą dłoń na swoim ramieniu. - Gdzie idziesz? 

- Straciłem już za dużo czasu. Muszę uwolnić Muerte albo chociaż pokazać jej jaką ma podjąć decyzję. 

- Jak tam pójdziesz zginiesz. - zacisnąłem mocno pięść.

- Nie dbam o coś takiego trywialnego jak życie czy śmierć. Już dawno jestem martwy, a ja nie mam zamiaru pozwolić jej na śmierć. Chce żeby żyła tak długo jak to jest jej pisane. - wyrwałem mu się i byłem zadowolony z tego, że mam jeszcze dobry węch i słuch. Mniej więcej wiedziałem, w którą stronę mam się udać, jednak za pomocą tych dwóch zmysłów nie byłem wstanie określić czy przypadkiem nie stoi przede mną ściana, a o de mentorze już nie wspomnę.

- Czekaj. - odezwał się i usłyszałem jak podnosi coś z ziemi metalowego. - Pójdę z tobą. 

- Dlaczego?

- Ciągle nic nie widzisz i poszedłbyś na śmierć, i nic byś nie zrobił tylko podłamał Boginie. - westchnął. - A kim ty jesteś? Musisz pochodzić z ziemi, ale... coś wątpię żeby tam mieszkały takie hm... kreatury. - powiedział delikatnie, ale miał rację.

- Masz rację takie kreatury jak ja nie chodzą po ziemi to moja klątwa dlatego tak wyglądam. Tak na prawdę jestem wampirem i nazywam się  Grimmjow. I uwierz lub nie, ale jestem bardziej ludzki niż teraz. 

- Hmm… niech ci będzie. - odparł i chwycił mój nadgarstek.

- Co ty robisz? - zapytałem, a ten mnie ciągnął.

- Znam skrót i bezpieczniejszą drogę żeby dostać się do zamku. 

Nic nie odpowiedziałem i dałem się prowadzić. Czułem się nieco dziwnie gdy tak mnie trzymał, i jeszcze ta jego koścista ręka. Nie chciałem by mnie trzymał albo dotykał, ale czy miałem wybór? Raczej nie. Może miałem dobry słuch i węch, ale w tym pomieszczeniu byłem kompletnie ślepy. Nie wiedziałem nawet kiedy skręcić. Nie było żadnego przepływu powietrza czy czegoś innego, a słychać nic nie było. Jednak powoli zacząłem coś widzieć. Widziałem białe plamki więc to znaczy, że jest lepiej. Prawda?

niedziela, 1 marca 2015

VII Jestem przy tobie

- Zostało jeszcze 15 minut. - mruknęłam pod nosem i wstałam z sofy. - Idę się przebrać. - odezwałam się na odchodne do Grimmjowa.

Nic nie odpowiedział. Nawet chyba nie wiedział co. Weszłam do swojego pokoju i otworzyłam szafę i przeglądałam ciuchy, a raczej suknie. Nie lubiłam chodzić w sukniach, ale u ciotki musiałam być tak ubrana. Nienagannie.  

Wybrałam taką w odcieniu ciemnego niebieskiego. Sięgała mi do kolan i była prosta, lekka rozszerzona na dole, dekolt miała w serek. Uzupełniłam strój w srebrną bransoletkę i do tego czarne, zwykłe szpilki. Włosy pozostawiłam rozpuszczone.
Westchnęłam i zeszłam na dół. W każdej chwili wujostwo może przybyć. Czułam jak się pocę ze stresu. Tylko ciotki się naprawdę boje. Wolałabym już przeżyć to samo co przez ostatnie dni niż się z nią spotkać.

- Ładnie wyglądasz. - usłyszałam głos wampira na dole schodów. Dopiero teraz dotarło do mnie, że się zatrzymałam na środku schodów. 

- Dziękuje. - odparłam szybko i pokonałam wszystkie schodu w dół. Usłyszałam jego westchnienie. 
- Ty na serio się jej boisz. Tyle przeżyłaś i aż jestem zdziwiony, że się boisz zwykłego człowieka. - zakpił sobie ze mnie, ale mi nie było do śmiechu.

- Mylisz się. Ona nie jest zwykłym człowiekiem. - spuściłam wzrok. - Jest cholernie silna. Wie i widzi wszystko, potrafi sprawić, że będziesz w stanie przyznać jej rację co do wszystkiego, a najgorsze jest to, że mnie trzyma w szachu. Wystarczy, że powiem coś nie tak albo zrobię to. - spojrzałam na niego lekko się uśmiechając. - .. zabije mnie. - słysząc to otworzył szerzej oczy. 

- Chyba sobie żartujesz ze mnie? - uśmiechnął się nerwowo. 

- Nie. W tej kwestii jestem bardzo poważna. - i wtedy usłyszałam dzwonek od drzwi.

Przeszedł mnie zimny dreszcz. Ciało mi zesztywniało, ale udało mi się w końcu zmusić do ruszenia się. Właśnie dlatego nienawidziłam okazywać uczuć. Jak je okazywałam ciotka mnie karciła, a przez to co się ostatnio stało znowu zaczęłam je okazywać i to jeszcze główny sprawca tego zamieszania stoi obok mnie.

Ogarnij się kobieto! Nie czas myślenie o tym!

Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi z uśmiechem na ustach.

- Witaj Cio...

- Ile można czekać?! Wpuść nas w końcu. - odepchnęła mnie ręką na bok i prawię bym upadła, ale Grimmjow mnie chwycił. - Kto to - Zapytała ciotka mierząc go przenikliwym wzrokiem.

- To Grimmjow. - przedstawiłam go i szybko chwyciłam go pod ramię. - Mój chłopak. - odparłam szybko i czułam jak się rumienię. Na szczęście nieśmiertelny wampir postanowił grać ze mną w tę grę i mnie objął i mocno przyciągnął do siebie.

- Witam państwa. - uśmiechnął się i podał rękę w stronę wujka, który ją chwycił.

- Job. Miło mi. Mam nadzieje, że dobrze zajmujesz się naszą Muerte.

- O tak. Bardzo dobrze, prawda? - zapytał się mnie.

- Tak. - odpowiedziałam i odwróciłam wzrok. W co ja się wpakowałam?!

- Może zaprosisz nas do salonu, a nie, że będziemy tu tak stali? - odezwała się zjadliwie ciotka.

- Zapraszam. - odparłam i pokazałam im ruchem ręki by poszli przodem. Szliśmy za nimi, ale Grimmjow zwolnił i przystawił swoje usta do mojego ucha.

- Chłopakiem? - zapytał cicho i uśmiechnął się. - Przecież raz się tylko całowaliśmy. - mruknął, a ja byłam już czerwona na twarzy.

- To tylko ten jeden raz. - wykrztusiłam i przyśpieszyłam.

Siedzieliśmy już jakieś 5 minut w milczeniu, a mój chłopak miał z tego radochę. Siedzieliśmy obok siebie i mnie mocno tulił!

- Więc ile jesteście już ze sobą? - zapytał wujek Job.

- Od roku. - odpowiedział Grimmjow.

- To dosyć długo. Nigdy mi o nim nie mówiłaś. - mruknął niezadowolony wujek.

- Wuj..
- Muerte po prostu chciała zrobić niespodziankę w odpowiedniej chwili, a na początku sami nie wiedzieliśmy czy będzie z tego coś więcej. Nie chcieliśmy tego rozgłaszać jak nie byliśmy pewni, prawda? - uśmiechnął się do mnie czarująco.

- Tak. Nie chciałam ciebie zawieść wujku. - uśmiechnęłam się do niego lekko, a on to odwzajemnił.

- Nigdy mnie nie zawiedziesz, ale teraz jesteście pewni co do waszego związku?

- Owszem i to nawet bardzo. - chciałam na niego spojrzeć zabójczym wzrokiem, ale nie mogłam ciotka mnie obserwowała.

- Więc kiedy ślub?  - otworzyłam szeroko oczy.

- Ś..ślub? - wykrztusiłam.
- No tak. Jesteście już pewni siebie w końcu.

- No tak, ale ciągle jesteśmy młodzi i na razie nie myślimy o takich rzeczach. - odparłam czerwona.

- Właśnie stary pryku. O czym ty myślisz? Muerte nigdy za niego nie wyjdzie! Tylko spójrz na niego! Widać od razu, że to debil i nie pasuje do niej.

- Ciociu! - oburzyłam się.

- Milcz kiedy ja mówię! - spojrzała na mnie groźnie.

- Tak jest. - skuliłam się. Nie lubiłam tego wzroku.

- Heidi uspokój się. Muerte jest dorosła i sama może decydować.

- Właśnie, że nie. Ona nie myśli odpowiednio. Zaraz się w coś wkopie i będą same kłopoty dla nas. Jak zawsze zresztą! Odkąd się urodziła są same nieszczęścia!

Wstałam z sofy i poszłam do kuchni. Nie chciałam słuchać ich kłótni. Znowu wyszło, że jestem najgorsza. Stanęłam przy kuchence i podgrzewałam posiłek. Zagryzłam mocno zęby by powstrzymać łzy. Nie mam zamiaru płakać, ale tak bardo mi się chciało. Poczułam jak ktoś mnie obejmuje od tyłu.

- Będzie dobrze. - wymruczał mi do ucha Grimmjow. Odwróciłam się do niego przodem i wtuliłam się. Objął mnie mocniej. - Jestem przy tobie. - oparł swoją głowę na mojej. Wdychałam jego zapach. Zapach drogich perfum.

- Dziękuje. - odezwałam się cicho upajając się jego zapachem.

Miał rację było już dobrze. Wujek uciszył ciotkę. Zjedliśmy kolacje i pojechali. Ale wzrok ciotki mówił mi, że jeszcze tu wróci. Jeszcze nie zakończyła swoich obserwacji względem mnie.

- Nie było tak źle, prawda? - zapytał Grimmjow kiedy zamykałam drzwi wejściowe.

- Tak, ale ona tu jeszcze wróci. Wie, że coś kręciliśmy.

- Zobaczymy. - odezwał się. Odwróciłam się i poszłam do kuchni by posprzątać, ale już było czysto. - Prawdziwy z ciebie pedant. - mruknęłam, ale on to słyszał i prychnął na to stwierdzenie. - Dziękuje ci za pomoc.

- Nie ma sprawy. Więc jestem twoim chłopakiem.

Odwróciłam się do niego przodem by mu to wyjaśnić, ale on był już przede mną. Chwycił moje policzki w swoje ciepłe dłonie, pochylił się i pocałował. Byłam zaskoczona tym, ale odwzajemniłam to. Ściągnął jedną rękę z policzka i zszedł z nią na talie zaś ja zarzuciłam mu ręce na szyje. Chciałam być bardzo blisko niego. Całował mnie gorąco i namiętnie, a ja nie nadążałam za jego pragnieniem. Połączył nasze języki.

Ruszyliśmy się z miejsca. Szliśmy na oślep do mojego pokoju. Obijaliśmy się o wszystko i potykaliśmy. Chociaż bardziej on niż ja. Otworzył drzwi do mojego pokoju i popchnął na łóżko.
Nie chciałam by przestawał i tak też było. Włożył mi rękę pomiędzy uda i zaczął je masować. Czułam jego ciepło na mojej skórze. W pewnym momencie jęknęłam z rozkoszy, a on zesztywniał. Jakby oprzytomniał.

- Prze...przepraszam. - wychrypiał i zniknął. Zostawiając mnie samą i pozostawiając po sobie ciepło. Sama nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Usiadłam na łóżku. Widziałam, że nie ma go nigdzie w pobliżu. Westchnęłam smutna i wstałam.

Zdjęłam suknie i weszłam pod prysznic. Musiałam ochłonąć. Usłyszałam jakieś trzaski więc wyszłam i zakryłam się ręcznikiem. Znowu jakieś trzaski i jakby wybuch, a po chwili ktoś otworzył moje drzwi.

- Więc tu jesteś Bogini Śmierci. Wszędzie ciebie szukaliśmy. - odezwała się, a raczej wycharczała jakaś postać. Ulatywał z niej czarny dym  i ubrany był w czarny płaszcz.

- Kim jesteś? - zapytałam spokojnie.

- Jestem twoim sługą, o Pani. - skłonił się, a gdy się wyprostował jego kaptur spadł. Ukazała mi się czaszka. Normalna ludzka czaszka bez niczego, a jego oczodoły świeciły żółcią. - Czas na nas Bogini Śmierci. 

- Na co czas? Jaki czas? - zapytałam w panice, która próbowałam ukryć, ale jak wyprostował rękę i wycelował we mnie kościstym palcem cała moja panika uleciała.

Chciałam uciec, ale z jego palca wystrzeliła poświata, która trafiła w moje czoło i zaczęło piec i boleć nie miłosiernie. Krzyczałam z agonii. Upadłam na ziemie. Nie wiedziałam co się dzieje dookoła mnie. Widziałam tylko jego żółte oczodoły nade mną i jak sięga po mnie. Chwycił mnie i podniósł.

- Muerte! - usłyszałam krzyk Grimmjowa, ale było już za późno. Już nie byłam w swoim pokoju.

Znajdowałam się w miejscu gdzie panowała nieprzenikniona ciemność. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, czasami zauważałam jakiś niewyraźny kształt. Nie wiem czemu, ale chciałam iść naprzód, jednocześnie zostając w miejscu. To miejsce było dziwne, było czuć tu chłód i poczucie, jakbyś nigdy już nie miała być szczęśliwa. Nagle pomyślałam, że bardzo bym chciała żeby był tu Grimmjow. Po chwili pojawiła się przede mną ta postać, co mnie z domu zabrała.

- Czego chcesz?

- Przyprowadziłem cię do domu, Pani.

- Chyba zabrałeś z domu. Możesz mnie stąd wypuścić?

- Nie mogę. Nie możesz tam wrócić, Pani.

- Czy mogę choć raz zadecydować co chce, a co nie?! I przestań do mnie mówić Pani.- w tym momencie wkurzył mnie.

- Nie mogę, Pani.

- Aaaaaaaa! Weź mnie ktoś stąd!

- Czy takie jest twe życzenie, Pani?

- Do jasnej cholery, tak!

- To niestety nie mogę go spełnić, Pani.

- Dlaczego?!

- Znowu zostaniesz ranna, Pani.

- No nie wytrzymam! Kim jesteś?

- Powinnaś wiedzieć, Pani.

- Ale nie wiem, więc?
- Musisz sama się tego dowiedzieć, Pani.

- Za dużo myślenia, a poza tym, przez kogoś głowa mnie boli. - wskazałam palcem na niego.

- Najmocniej przepraszam, ale musiałem dać ci oznaczenie by twoje ciało nie ucierpiało. Przejście do naszego wymiaru jest bardzo trudne i bolesne. Twoje ludzkie ciało mogłoby tego nie wytrzymać i wskutek tego byś umarła, dlatego musiałem dać ci oznaczenie - zaskoczył mnie tą informacją.

- Przejście do innego wymiaru... Co masz na myśli? - zapytałam go i spróbowałam się rozejrzeć, ale ciągle marnie widziałam.

- Jesteśmy w innym wymiarze. Świat składa się z różnych wymiarów i mają inne prawa i władze. Znajdujesz się w wymiarze Śmierci gdzie jest twój prawdziwy dom. 

- Prawdziwy...dom... - mruknęłam. Nic z tego nie rozumiałam.

- Owszem. To twój dom, Muerte. Bogini Śmierci. Nasza Pani Świata. - uklęknął przede mną. - Spójrz na swój świat, O Pani. Rozejrzyj się dookoła. 

Zrobiłam co kazał. Nic z tego nie rozumiałam. To ma być mój dom? Wszędzie jest przecież cie... mno...

Nie wiem jak to możliwe, ale widziałam wszystko wyraźnie. Widziałam ciemny las na północy. Na zachodzie jakieś góry i aktywne wulkany. Na wschodzie było pusto, zaś za mną był zamek. Duży, bardzo duży zamek. Otaczała go fosa z lawy. Stałam przed wieża strażniczą z dużymi metalowymi kratami, ostrymi jak brzytwa, a do tego most zwodzony z drewna, ale bardzo masywnego drewna. Otoczony był wieżami i murem zakończony ostrymi z metalu elementami. Były też tam chodniki za murem. Mnóstwo stało tam strażników, którzy patrzeli na mnie, ale odwrócili nagle wzrok. Na zewnątrz wyglądał staro i podupadająco. Były pęknięcia, a nawet dziury. Mimowolnie skrzywiłam się widząc to. Nikt nie dbał o to miejsce.

- Proszę wejść, Pani. - pokazał gestem bym weszła, więc tak zrobiłam. Było to głupie posunięcie, ale co mi zostało innego. Może dowiem się jak stąd uciec.

Weszłam na dziedziniec. Miał dużo wolnej przestrzeni. Była tylko studnia i  stajnia. Nic po za tym, ale nawet te dwie rzeczy wyglądały jak ruiny. Ze środka dziedzińca mogłam zobaczyć hurdycje, wieże obserwacyjną i basztę. Sama nie wiedziałam skąd wiem jakie to są nazwy. Same nasuwały mi się do głowy.

- To miejsce... upadło... - mruknęłam niezadowolona.

- Masz rację. Potrzebujemy Bogini by odzyskać dawną chwałę, ale sami tego nie dokonamy. Kiedy ciebie nie było, działy się tu straszne rzeczy. Księżyc zniknął, a naszą krainą zaczęły rządzić istoty, które powinny zostać unicestwione. Teraz nasza Pani wróciła i będzie tak jak dawniej.

- Ale co ja mogę zrobić?

- Na razie nic, ale kiedy porzucisz to nędzne, ludzkie ciało, odzyskasz swoją moc, moc Bogini Śmierci. Porzucisz świat ludzi i zostaniesz w swoim domu.

- Ale ja nie chce.

- Tak zostało już postanowione. To twoje przeznaczenie, Pani.

- Czy mogę chociaż raz sama zadecydować jakie ma być moje przeznaczenie?! - wrzasnęłam wściekła już, ale on mi nie odpowiedział. - Jak widać nie. - posmutniałam.

- Wybacz mi, Pani.

środa, 25 lutego 2015

VI Lekki stresik

Czułam jak robię się czerwona na twarzy. Schowałam twarz w dłoniach. Mój pierwszy pocałunek. Byłam szczęśliwa bo jest taki jak sobie wyobrażałam, ale z drugiej strony pocałował mnie Pedant. W co ja się wpakowałam? Przecież ja go ledwo co znam. Sama nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Na dodatek pech chciał, że Carlo wszedł i nas przyłapał.

- Nie szkodzi. - usłyszałam głos Grimmjowa. - Coś chciałeś? - spytał jak gdyby nigdy nic, a ja spojrzałam na niego spod palców.

Miał zamieszany wzrok i trochę się rumienił. Słodko wyglądał.
O czym ja myślę? To Pedant przecież! Serce mi biło jak szalone i za nic w świecie nie mogłam go uspokoić.

- Chciałem zobaczyć rany Muerte. Mam złe przeczucie. - od razu spojrzałam na niego całkowicie poważana.

- Co masz na myśli?

- Muszę najpierw zobaczyć. Podaj mi rękę. - wystawiłam ją do przodu, a on pojawił się obok od razu i odwinął bandaż.

Ręka była cała. Nie było żadnych ran, żadnych strupów, blizn. Niczego. Wyrwałam rękę i patrzałam w nią jak obraz. Oglądałam pod każdym kątem i nic nie znalazłam.

- Jak to możliwe? - zapytałam przerażona, patrząc na doktora. - Nigdy mi się to nie przytrafiło. – doktor chwycił moją rękę i patrzał na nią. Jak ja przed chwilą.

- Zadziwiające. Pierwszy raz to widzę u człowieka. - obracał ręką i patrzył pod każdym kątem widząc więcej niż ja.

- A kto jeszcze tak ma?

- Wilkołaki. Szybko im tkanki, mięśnie, skóra, a nawet kości zrastają, ale w szybszym tempie niż tobie. U nich trwa to od 5 minut do 24 godzin. Zależy jak poważna rana. - wyjaśnił od razu bez mrugnięcia okiem.

- To fajnie mają. - mruknęłam myśląc o tym wszystkim.

- Zależy... - zrobił pauzę wiec spojrzałam na niego. - Jeśli chodzi o kości. Jak pękną zaczynają się zrastać w takiej pozycji jak są złamane. Trzeba je nastawić by zrosły się dobrze. Najczęściej trzeba je ponownie łamać żeby dobrze się zrosły.

- Rozumiem. - odparłam, a on wziął się za rozwiązywanie moich bandaży.  Gdy skończył poczułam się o wiele lepiej. - W końcu. - odetchnęłam z ulgi i wtedy usłyszałam dzwonek telefonu. - Czy to mój telefon? - zapytałam mierząc groźnym wzrokiem Pedanta.

- Eeee... Tak. - Odparł. Wyciągnął telefon i podał mi mój telefon. Jednak szybko go oddałam. - Co jest?

- Nic.

- Jesteś pewna?

- Tak.

- Czemu nie odbierasz? Przecież to Ciotka Heidi. - tylko wymówił jej imię, a przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz.

- Wole spotkać Krwiożercze Duchy niż usłyszeć jej głos.

- Wszystko to słyszałam! TY niewdzięcznico! - krzyk z telefonu ciotki był jak bat. Spojrzałam na Debila, który odebrał telefon i nic nie powiedział. Wzięłam szybko telefon do ręki i postanowiłam jak dorosła osoba zmierzyć się ze wściekłością ciotki.

- To nie tak ciociu.

- Jak nie?! To ja się tu tobą opiekowałam i tak mi się odpłacasz! Dosyć tego jadę do ciebie smarkulo.

- Co?! Nie! - jednak rozłączyła się. - Nie! - spojrzałam na Grimmjowa. - Właśnie zesłałeś na mnie samą śmierć.

Nikt z nich nie wiedział co powiedzieć, a ja chodziłam w tę i z powrotem po pokoju. Myślałam co mam zrobić. Ciotka Heidi jest okropna. Nie to mało powiedziane to prawdziwy potwór. Odkąd moi rodzice zaginęli, ona i wujek Job się mną opiekowali. Ciotka mnie nienawidziła i obwiniała, że to moja wina iż zaginęli. Zawsze powtarzała, że to ja powinnam zaginąć, a nie oni. Czułam się z tym kiepsko, ale wujek mnie podtrzymywał na duchu. Pomagał mi we wszystkim i mogłam mu o wszystkim powiedzieć. Słuchał mnie. Był dla mnie jak tata. Jak tylko rozpoczęłam studia to wyprowadziłam się z domu wujostwa i zaczęłam żyć na własną rękę.

- Muszę wrócić do domu. - to nie była prośba ani rozkaz, a stwierdzenie.

- Nie możesz. - stanął Grimmjow na równe nogi.

- A to niby dlaczego? - zmierzyłam go wzrokiem i poderwałam głowę do góry. Był wyższy ode mnie, niestety.

- Nie mogę powiedzieć.

- Pff... Nawet bez twojej pomocy wrócę do domu. Nie znasz mojej ciotki. Jak tylko zobaczy, że dom jest pusty od kilku dni od razu zadzwoni na policje i do wszystkich kogo się da by mnie odnaleźć. - potarłam palcami skronie.

Myśl kobieto! Myśl! Ciotka będzie za 5 godzin. Na moje szczęście mieszka na drugim końcu kraju, na moje nieszczęście ja nie wiem gdzie jestem i czy w ogóle jestem u siebie w mieście!

- Tak właściwie to ciągle jesteśmy w moim mieść albo na obrzeżach tak? - zapytałam Debila, a ten tylko odwrócił wzrok.

- Tak właściwie jesteśmy jakieś 2 godziny drogi od twojego miasta.

- Już po mnie. - padłam na kolana załamana. - Co ja teraz pocznę? Zanim ja tam dojadę to muszę posprzątać dom i coś ugotować. Jak tego nie zrobię będzie po mnie.

- No już. Wstawiaj i zacznij krzyczeć, rozwal coś. To nie podobne do ciebie żeby się mazgaić.

- Wcale się nie mazgaje. - mruknęłam i zwróciłam się do doktora. - Doktorze ma pan jakieś ciuchy ? - zapytałam i wymownie spojrzałam na swój strój. Składał się z bluzki męskiej i majtek. Na szczęście bluzka była mi do połowy ud.

- Mi się podoba. - usłyszałam cichy szept Grimmjowa, za ten cudowny komentarz otrzymał ode mnie wzrok zabijający na miejscu.

- Tak mam specjalnie dla ciebie ciuchy. - odparł i w jego rękach pojawiły się czarne rurki, ja nie wiem co oni mają z tymi rurkami, a do tego niebieską koszulkę. Wzięłam komplet i poszłam od razu się przebrać.

- Może być? - zapytał się jak wyszłam z łazienki.

- Wątpię żebyś miał coś innego więc tym nie pogardzę. - Odpowiedziałam obojętna, ale tak szczerze byłam szczęśliwa.

- Masz racje nie mam nic innego i jeszcze buty. - podał mi niebieskie adidasy.

- Dziękuję ci bardzo, doktorze Carlo. - uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił.

- Choć. Musimy jechać by twoja ciotka ciebie nie zabiła.

- Odezwał się ten który na mnie ją sprowadził. - mruknęłam, ale ruszyłam prędko za nim. Wyszliśmy przed dom, a tam był samochód wyścigowy.

- Nitro też ma? - zapytałam wskazując na cacko.

- Tak. - odezwał się nie pewnie.

- Super. Nissan Skyline gt-r. Ma nawet spoiler. Szkoda, że jest cały czarny. Kilka akcentów i było by bardzo ładne. - mruknęłam do samochodu. - Zgadzasz się ze mną co nie?

- Jak długo masz zamiar rozmawiać z samochodem? - Grimmjow próbował powstrzymać się od śmiechu, ale kiepsko mu to szło.

- Ktoś taki jak ty nigdy nie zrozumie mnie. - fuknęłam, obeszłam samochód i zasiadłam na miejscu pasażera. Po chwili Grimmjow wsiadł i ruszył od razu.

- Zapnij pasy.

- Po co?

- Zapnij je po prostu. Jak tego nie zrobisz nie użyje nitro. - podziałało to na mnie. Kochałam używać nitro, a tylko w jednym samochodzie go miałam i aktualnie jest on w naprawię, bo coś z silnikiem się stało i nie mogłam dojść co.

- Jak go użyjesz to o ile się skróci czas podróży?

- To, że ma nitro nie oznacza, że je użyjemy.

- Co masz na myśli? - ułożyłam się wygodnie na siedzeniu i patrzałam na krajobraz za oknem.

- Jak sobie wyobrażasz użycie nitro na publicznej drodze?

Nie odpowiedziałam mu na to, bo w sumie to miał racje.
Przez cała drogę się nie odzywałam. Myślałam o wujku i ciotce. Wujek stanie po mojej stronie, ale ciotka. No właśnie ciotka. Z nią będą duże problemy. Widzi za dużo i wie. Od razu się skapnie, że jest coś nie tak z Pedantem i będzie dociekać.

- Czemu się nie odzywasz? - zapytał gdy byliśmy na znanej mi ulicy.

- W porównaniu do ciebie ja myślę. To jest właśnie różnica między mną, a tobą, Debilu. - zatrzymał się gwałtownie przed moim domem i spojrzał na mnie wściekły.

Zignorowałam go i wysiadłam. Chyba ze mnie kpi. Myśli, że się go przestraszę. Zamknęłam drzwi samochodu, a Debil stał już z tyłu za mną.

- Przestań tak mnie nazywać. - warknął wściekły.

- Czemu ciągle jesteś przy mnie? Wiesz, że nie przestane bez względu na wszystko, a ty i tak jesteś przy mnie. Dlaczego? Jedyne co ci przynoszę to ból i wściekłość. - odwróciłam się twarzą do niego. - Jak ciągle będziesz przy mnie będą ciebie spotykać gorsze rzeczy. Zawsze tak było i będzie. Przynoszę pecha wszystkim więc się odczep ode mnie. Nie wiem jak być miłą, współczującą osobą. Nie nauczono mnie tego. Musiałam być silna i się staram, choć nie wychodzi mi to ostatnio. Jednak to moje życie i nie powinieneś się w nie wtrącać jeśli wiesz co ciebie czeka przy mnie.

- Masz rację. Wiem co mnie czeka jak będę ciągle przy tobie. Ból, cierpienie, śmierć, rozpacz i dużo innych rzeczy, ale nie mogę ciebie zostawić. Byłaś samotna, nawet sama się tego trzymałaś przez to pozbawiałaś się emocji. Wiem to bo sam tak robiłem gdy straciłem matkę i wiem, że popełniłem błąd. Nie chce byś i ty go popełniła. - patrzył mi prosto w oczy, a ja mu.

- Debil. - odparłam krótko. Odepchnęłam go i ruszyłam przodem uśmiechają się lekko pod nosem by tego nie zauważył. Nigdy nie sądziłam, że znajdę kogoś kto będzie chciał być przy mnie.

Nareszcie w domu. Mój dom wyglądał dziwnie, dlatego, że działka nie była prosta. Dom miał parę części: dolną część gdzie znajdował się basen i łazienka. Górną, w której był salon i kuchnia, oraz piętro, gdzie znajdowało się wszystko inne. Dom był biały z czarnymi ramami od okna. Na tyłach był garaż, w którym trzymałam swoje cudeńka. Ogród był cały pokryty trawą i nic więcej. Ogólnie bardzo kochałam to miejsce, jedynie tu mogłam oderwać się od rzeczywistości. Odwróciłam się w stronę Debila.

- Masz moje klucze?

- Eeee... tak. - Wyciągnął z kieszeni pęk moich kluczy. Kiedy chciałam otworzyć drzwi, Grimmjow, złapał mnie za rękę, spojrzałam się na niego zdziwiona.- Coś tu nie gra.

Kazał mi zaczekać na zewnątrz, a sam wszedł do środka. Kiedy wrócił, zobaczyłam w jego oczach czerwone iskry.

- Możesz wejść.

- Dzięki za pozwolenie.

Szybko weszłam i to co zobaczyłam mnie przeraziło. Wszystko było porozwalane. Wszystko z szafek powywalane.

- Powiedz, że to nie prawda. - zwróciłam się z błaganiem do Grimmjowa.

- Chciałbym.

Najchętniej to w tym momencie bym się rozryczała, ale on tu był i nie mogłam. Nie dość, że ciotka przyjedzie to jeszcze ktoś napadł na mój dom.

- Co ja teraz zrobię?

- Spokojnie.

- Jak mam być spokojna?!

- Nie wygląda na to, żeby chcieli coś ukraść, tylko jakby czegoś szukali.

- Co za różnica?! I tak wszystko jest rozwalone, nie zdążę posprzątać.

- Ja ci pomogę.

Już chciałam mu powiedzieć, że nie wiele mi się przyda, kiedy przypomniałam sobie, że jest pedantem. Jak mogłam o tym zapomnieć?

- Taki widok to pewnie dla ciebie tortura. - zażartowałam sobie z niego, co było złym pomysłem.

- Masz racje, lepiej wrócę do domu.

- Nie! Zostań.

- Jak ładnie poprosisz, to może. - spojrzałam na niego nienawistnym spojrzeniem.

- Dobrze. Proszę. - wyszeptałam, mając nadzieje, że to mu wystarczy.

- Co? Nie słyszę.

- Nie oszukuj. Bardzo dobrze słyszysz.

- Chyba jednak ciotka cię zabije.

- Wredny jesteś.

- No tak, w końcu jestem Debilem. To do zobaczenia. - już szedł w stronę samochodu, złapałam go za rękę.

- Proszę. - tym razem powiedziałam to głośno i zrobiłam minę błagającego pieska.

- No dobrze. Trochę sprzątania mi nie zaszkodzi.

- Dziękuję. - powiedziałam ledwo słyszalnym głosem, ale jestem pewna, że to usłyszał, bo odwrócił się i uśmiechnął się.

Ja poszłam sprzątać piętro, a on parter. W końcu to na piętrze jest mój pokój, nie chciałabym żeby mi grzebał w rzeczach. W całym domu najbardziej byłam zadowolona z mojego pokoju. Był w fioletowym kolorze. Miał cudowny żyrandol i dywan-futro. No i oczywiście wielką szafę, a moje łóżko było wręcz cudowne. Oczywiście zanim wzięłam się za sprzątanie, przebrałam się w dresy i bokserkę. Na moje nieszczęście wywalili mi wszystko z szafy, a ciuchów to ja mam bardzo dużo. Ale i tak część tej ogromnej szafy jest przeznaczona na różne duperele. Ja zdążyłam posprzątać mój pokój, a Debil wysprzątał cały parter. Szybki jest. Kiedy skończył przyszedł do mnie i zapytał się:

- To co teraz? Bo chyba nie chcesz żebym sprzątał tą część domu.

- Masz rację. Umiesz gotować?

- Można tak powiedzieć, ale nie licz na o, że coś ugotuje.

- Czemu?

- Bo nie masz żadnej porządnej przyprawy ani nic.
- To jedź kupić.

- Ech... Chyba nie mam wyjścia. Poradzisz sobie?

- Muszę.

- Dobra to za niedługo będę.

- Ok.

Zniknął zanim zdążyłam mrugnąć. Włączyłam sobie moją ulubioną płytę i zaczęłam sprzątać. Na szczęście, miałam głośniki w całym domu i nie musiałam na cały regulator włączać, żeby słyszeć muzykę wszędzie. Zanim on przyjechał udało mi się posprzątać całe piętro. Kazałam mu zaparkować auto do garażu, żeby ciotka nie podejrzewała za wiele. W końcu niewiele osób jeździ sportowymi samochodami, które wyglądają tak jakby żeby je kupić by trzeba było napaść na bank.

Wszystko było już zrobione. Posprzątane i jest kolacja. I wielki stres. Siedziałam przy stole w kuchni i  czekałam, żeby się przebrać. Ciotka będzie za jakieś pół godziny dopiero, a ja nie mogłam już oddychać powoli. Słyszałam tykanie zegara, który każdy z jednym posunięciem, z każdym tik-tak doprowadzał mnie do szału. Miałam ochotę rozwalić ten zegar. Poczułam Pedanta ręce na moich ramionach i zaczął je masować.

- Rozluźnij się.

- Jak mam to zrobić?! Ciotka jeszcze chwila i będzie tu! A jak ciebie zobaczy od razu będzie coś podejrzewać! - podniósł swoje ręce i jeszcze raz mi je położył na ramionach ale z większą siła, aż mnie zabolało.

- Przepraszam. - rozluźnił uścisk. - Rozluźnij się i nie myśl tak pesymistycznie. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Wystarczy, że będziemy się pilnować, a przynajmniej ja będę się pilnował. Tylko nie nazywaj mnie Debil albo Pedant bo wtedy wyjdę z siebie.

- Sam się nawet do tego przyznałeś. - mruknęłam cicho śmiejąc się.

- Co?

- No przyznałeś się do bycia Debilem, więc miałam rację. - wstałam i spojrzałam na niego. Był zdziwiony i w szoku.

- Rzeczywiście mówiłem coś takiego. - mruknął przerażony.

- Wygrałam. Miałam rację! - wrzeszczałam i uciekałam przed nim.

Ta sytuacja sprawiła, że zapomniałam na chwile o ciotce. Potrzebowałam tego, a on mi to dał.