środa, 8 kwietnia 2015

XII Chce do domu

Chce wrócić do swojego świata. To była moja pierwsza myśl kiedy zobaczyłam ten strój na sobie... A raczej jego brak...
Byłam owinięta bardzo cieniutkim materiałem i był spięty broszą w czachę na lewym ramieniu. Materiał bardzo ładnie owinięto wokół mnie i w ogóle, ale on wszystko odsłaniał. Nie było nawet skrawka ciała zasłoniętego! Wyglądałam jakbym była bezbronną kobieta albo dziwką co najmniej. Jednak miałam broń i to nie byle jaką. Miałam kosę o długości półtorej metra. Miała dwa ostrza na których były wygrawerowane krzyż z wężem. Na samej górze znajdowała się czacha, zaś kij był lekko pochylony i był cały czarny.
- Ta czacha jest prawdziwa? - Zapytałam Żniwiarza i przystawiłam mu pod twarz kose.
Podniósł rękę i ją odepchną lekko.
- Tak. Jest to czaszka najsilniejszego żołnierza, który poległ broniąc naszego terenu. Bogini chcą go uhonorować, wzięła jego czaszkę i ją wbiła by zawsze nad nią czuwał i ona nie zapomniała o nim.
- Rozumiem.
Tylko to byłam wstanie powiedzieć. Nigdy bym nie pomyślała, że poprzednia Bogini jest taka hmm... Troskliwa.
Ściągnęłam czym prędzej to zawstydzające ubranie i się przebrałam w moje stare ciuchy. Przynajmniej zasłaniało moje ciało. Mieliśmy już wyjść, ale ciągle patrzałam na kosę. Coś mnie do niej ciągnęło. Chciałam ją mieć przy sobie.
Jak ją trzymałam czułam się potężna wręcz niepokonana, a teraz bez niej czułam się bezbronna i słaba.
- Możesz ją wziąć ze sobą.
Wystarczyło mi tylko to zdanie żeby czym prędzej ją zabrać. Teraz mogłam wyjść bezproblemowo.
Szliśmy korytarzami na których były portrety. Było ich dużo i zauważyłam, że są sami mężczyźni.
- Dlaczego są sami mężczyźni? - Zapytałam się zatrzymując przy jednym z portretów.
Był to bardzo przystojny mężczyzna. Miał długie, lekko falowane włosy o złocistym kolorze. Oczy w kształcie migdałów, a kolor zielony wręcz wchodzący w brąz. Wydatne kości policzkowe i pełne usta. Ubrany w czarna zbroje. Stal prosto i dumnie.
Najdziwniejsze było to, że wydawało mi się, że na mnie patrzy.
Ku memu zaskoczeniu widziałam wszystkie szczegóły, których nie powinnam widzieć.
Przeniosłam wzrok na drugi portret i też widziałam wszystko wyraźnie jakbym sama go namalowała.
O dziwo ten drugi portret nie działał tak na mnie jak ten przede mną. Ten działał na mnie jak magnes.
- To są portrety wojowników, którzy bronili nas. Ta czaszka, która masz wbita w kosę jest tego o to mężczyzny.
- To dlatego czuję więź z tym portretem. Działa na mnie jaj magnes.
- W rzeczy samej. Był dla poprzedniej Bogini bardzo ważnym mężczyzna. Był bardzo oddany i lojalny wobec niej.
Patrzyłam jeszcze chwile na ten piękny portret i poszliśmy dalej.
Więcej się nie odzywałam już. Nie było potrzeby. Tak samo z portretami tylko patrzyłam i szłam dalej. Byli przystojni ale nic więcej we mnie nie wzbudzali niż podziw nad ich pięknością.
Przeszliśmy do jadalni, a przynajmniej ja tak to nazwę bo ten ich język jest strasznie trudny i długi. Jedno słowo brzmiało jak dwa.
Zaczęłam ostatnio tu jadać choć było to strasznie krępujące. Oni nic nie jedli , a tylko pili i zawsze patrzyli na mnie. Za każdym razem jak brałam następny kęs to się modliłam by żadnej gafy nie robić i nie ośmieszyć się.
Lepiej było w moim świecie. Lepiej było w domu. Gdzie mogłam być sobą i nikogo nie udawać. Gdzie byłam normalną dziewczyną, ale nieeee, musiało mnie to spotkać. Musiało mnie spotkać coś dziwnego, a na dodatek ciągle nie wiem jak powrócić do domu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz