niedziela, 1 marca 2015

VII Jestem przy tobie

- Zostało jeszcze 15 minut. - mruknęłam pod nosem i wstałam z sofy. - Idę się przebrać. - odezwałam się na odchodne do Grimmjowa.

Nic nie odpowiedział. Nawet chyba nie wiedział co. Weszłam do swojego pokoju i otworzyłam szafę i przeglądałam ciuchy, a raczej suknie. Nie lubiłam chodzić w sukniach, ale u ciotki musiałam być tak ubrana. Nienagannie.  

Wybrałam taką w odcieniu ciemnego niebieskiego. Sięgała mi do kolan i była prosta, lekka rozszerzona na dole, dekolt miała w serek. Uzupełniłam strój w srebrną bransoletkę i do tego czarne, zwykłe szpilki. Włosy pozostawiłam rozpuszczone.
Westchnęłam i zeszłam na dół. W każdej chwili wujostwo może przybyć. Czułam jak się pocę ze stresu. Tylko ciotki się naprawdę boje. Wolałabym już przeżyć to samo co przez ostatnie dni niż się z nią spotkać.

- Ładnie wyglądasz. - usłyszałam głos wampira na dole schodów. Dopiero teraz dotarło do mnie, że się zatrzymałam na środku schodów. 

- Dziękuje. - odparłam szybko i pokonałam wszystkie schodu w dół. Usłyszałam jego westchnienie. 
- Ty na serio się jej boisz. Tyle przeżyłaś i aż jestem zdziwiony, że się boisz zwykłego człowieka. - zakpił sobie ze mnie, ale mi nie było do śmiechu.

- Mylisz się. Ona nie jest zwykłym człowiekiem. - spuściłam wzrok. - Jest cholernie silna. Wie i widzi wszystko, potrafi sprawić, że będziesz w stanie przyznać jej rację co do wszystkiego, a najgorsze jest to, że mnie trzyma w szachu. Wystarczy, że powiem coś nie tak albo zrobię to. - spojrzałam na niego lekko się uśmiechając. - .. zabije mnie. - słysząc to otworzył szerzej oczy. 

- Chyba sobie żartujesz ze mnie? - uśmiechnął się nerwowo. 

- Nie. W tej kwestii jestem bardzo poważna. - i wtedy usłyszałam dzwonek od drzwi.

Przeszedł mnie zimny dreszcz. Ciało mi zesztywniało, ale udało mi się w końcu zmusić do ruszenia się. Właśnie dlatego nienawidziłam okazywać uczuć. Jak je okazywałam ciotka mnie karciła, a przez to co się ostatnio stało znowu zaczęłam je okazywać i to jeszcze główny sprawca tego zamieszania stoi obok mnie.

Ogarnij się kobieto! Nie czas myślenie o tym!

Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi z uśmiechem na ustach.

- Witaj Cio...

- Ile można czekać?! Wpuść nas w końcu. - odepchnęła mnie ręką na bok i prawię bym upadła, ale Grimmjow mnie chwycił. - Kto to - Zapytała ciotka mierząc go przenikliwym wzrokiem.

- To Grimmjow. - przedstawiłam go i szybko chwyciłam go pod ramię. - Mój chłopak. - odparłam szybko i czułam jak się rumienię. Na szczęście nieśmiertelny wampir postanowił grać ze mną w tę grę i mnie objął i mocno przyciągnął do siebie.

- Witam państwa. - uśmiechnął się i podał rękę w stronę wujka, który ją chwycił.

- Job. Miło mi. Mam nadzieje, że dobrze zajmujesz się naszą Muerte.

- O tak. Bardzo dobrze, prawda? - zapytał się mnie.

- Tak. - odpowiedziałam i odwróciłam wzrok. W co ja się wpakowałam?!

- Może zaprosisz nas do salonu, a nie, że będziemy tu tak stali? - odezwała się zjadliwie ciotka.

- Zapraszam. - odparłam i pokazałam im ruchem ręki by poszli przodem. Szliśmy za nimi, ale Grimmjow zwolnił i przystawił swoje usta do mojego ucha.

- Chłopakiem? - zapytał cicho i uśmiechnął się. - Przecież raz się tylko całowaliśmy. - mruknął, a ja byłam już czerwona na twarzy.

- To tylko ten jeden raz. - wykrztusiłam i przyśpieszyłam.

Siedzieliśmy już jakieś 5 minut w milczeniu, a mój chłopak miał z tego radochę. Siedzieliśmy obok siebie i mnie mocno tulił!

- Więc ile jesteście już ze sobą? - zapytał wujek Job.

- Od roku. - odpowiedział Grimmjow.

- To dosyć długo. Nigdy mi o nim nie mówiłaś. - mruknął niezadowolony wujek.

- Wuj..
- Muerte po prostu chciała zrobić niespodziankę w odpowiedniej chwili, a na początku sami nie wiedzieliśmy czy będzie z tego coś więcej. Nie chcieliśmy tego rozgłaszać jak nie byliśmy pewni, prawda? - uśmiechnął się do mnie czarująco.

- Tak. Nie chciałam ciebie zawieść wujku. - uśmiechnęłam się do niego lekko, a on to odwzajemnił.

- Nigdy mnie nie zawiedziesz, ale teraz jesteście pewni co do waszego związku?

- Owszem i to nawet bardzo. - chciałam na niego spojrzeć zabójczym wzrokiem, ale nie mogłam ciotka mnie obserwowała.

- Więc kiedy ślub?  - otworzyłam szeroko oczy.

- Ś..ślub? - wykrztusiłam.
- No tak. Jesteście już pewni siebie w końcu.

- No tak, ale ciągle jesteśmy młodzi i na razie nie myślimy o takich rzeczach. - odparłam czerwona.

- Właśnie stary pryku. O czym ty myślisz? Muerte nigdy za niego nie wyjdzie! Tylko spójrz na niego! Widać od razu, że to debil i nie pasuje do niej.

- Ciociu! - oburzyłam się.

- Milcz kiedy ja mówię! - spojrzała na mnie groźnie.

- Tak jest. - skuliłam się. Nie lubiłam tego wzroku.

- Heidi uspokój się. Muerte jest dorosła i sama może decydować.

- Właśnie, że nie. Ona nie myśli odpowiednio. Zaraz się w coś wkopie i będą same kłopoty dla nas. Jak zawsze zresztą! Odkąd się urodziła są same nieszczęścia!

Wstałam z sofy i poszłam do kuchni. Nie chciałam słuchać ich kłótni. Znowu wyszło, że jestem najgorsza. Stanęłam przy kuchence i podgrzewałam posiłek. Zagryzłam mocno zęby by powstrzymać łzy. Nie mam zamiaru płakać, ale tak bardo mi się chciało. Poczułam jak ktoś mnie obejmuje od tyłu.

- Będzie dobrze. - wymruczał mi do ucha Grimmjow. Odwróciłam się do niego przodem i wtuliłam się. Objął mnie mocniej. - Jestem przy tobie. - oparł swoją głowę na mojej. Wdychałam jego zapach. Zapach drogich perfum.

- Dziękuje. - odezwałam się cicho upajając się jego zapachem.

Miał rację było już dobrze. Wujek uciszył ciotkę. Zjedliśmy kolacje i pojechali. Ale wzrok ciotki mówił mi, że jeszcze tu wróci. Jeszcze nie zakończyła swoich obserwacji względem mnie.

- Nie było tak źle, prawda? - zapytał Grimmjow kiedy zamykałam drzwi wejściowe.

- Tak, ale ona tu jeszcze wróci. Wie, że coś kręciliśmy.

- Zobaczymy. - odezwał się. Odwróciłam się i poszłam do kuchni by posprzątać, ale już było czysto. - Prawdziwy z ciebie pedant. - mruknęłam, ale on to słyszał i prychnął na to stwierdzenie. - Dziękuje ci za pomoc.

- Nie ma sprawy. Więc jestem twoim chłopakiem.

Odwróciłam się do niego przodem by mu to wyjaśnić, ale on był już przede mną. Chwycił moje policzki w swoje ciepłe dłonie, pochylił się i pocałował. Byłam zaskoczona tym, ale odwzajemniłam to. Ściągnął jedną rękę z policzka i zszedł z nią na talie zaś ja zarzuciłam mu ręce na szyje. Chciałam być bardzo blisko niego. Całował mnie gorąco i namiętnie, a ja nie nadążałam za jego pragnieniem. Połączył nasze języki.

Ruszyliśmy się z miejsca. Szliśmy na oślep do mojego pokoju. Obijaliśmy się o wszystko i potykaliśmy. Chociaż bardziej on niż ja. Otworzył drzwi do mojego pokoju i popchnął na łóżko.
Nie chciałam by przestawał i tak też było. Włożył mi rękę pomiędzy uda i zaczął je masować. Czułam jego ciepło na mojej skórze. W pewnym momencie jęknęłam z rozkoszy, a on zesztywniał. Jakby oprzytomniał.

- Prze...przepraszam. - wychrypiał i zniknął. Zostawiając mnie samą i pozostawiając po sobie ciepło. Sama nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Usiadłam na łóżku. Widziałam, że nie ma go nigdzie w pobliżu. Westchnęłam smutna i wstałam.

Zdjęłam suknie i weszłam pod prysznic. Musiałam ochłonąć. Usłyszałam jakieś trzaski więc wyszłam i zakryłam się ręcznikiem. Znowu jakieś trzaski i jakby wybuch, a po chwili ktoś otworzył moje drzwi.

- Więc tu jesteś Bogini Śmierci. Wszędzie ciebie szukaliśmy. - odezwała się, a raczej wycharczała jakaś postać. Ulatywał z niej czarny dym  i ubrany był w czarny płaszcz.

- Kim jesteś? - zapytałam spokojnie.

- Jestem twoim sługą, o Pani. - skłonił się, a gdy się wyprostował jego kaptur spadł. Ukazała mi się czaszka. Normalna ludzka czaszka bez niczego, a jego oczodoły świeciły żółcią. - Czas na nas Bogini Śmierci. 

- Na co czas? Jaki czas? - zapytałam w panice, która próbowałam ukryć, ale jak wyprostował rękę i wycelował we mnie kościstym palcem cała moja panika uleciała.

Chciałam uciec, ale z jego palca wystrzeliła poświata, która trafiła w moje czoło i zaczęło piec i boleć nie miłosiernie. Krzyczałam z agonii. Upadłam na ziemie. Nie wiedziałam co się dzieje dookoła mnie. Widziałam tylko jego żółte oczodoły nade mną i jak sięga po mnie. Chwycił mnie i podniósł.

- Muerte! - usłyszałam krzyk Grimmjowa, ale było już za późno. Już nie byłam w swoim pokoju.

Znajdowałam się w miejscu gdzie panowała nieprzenikniona ciemność. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, czasami zauważałam jakiś niewyraźny kształt. Nie wiem czemu, ale chciałam iść naprzód, jednocześnie zostając w miejscu. To miejsce było dziwne, było czuć tu chłód i poczucie, jakbyś nigdy już nie miała być szczęśliwa. Nagle pomyślałam, że bardzo bym chciała żeby był tu Grimmjow. Po chwili pojawiła się przede mną ta postać, co mnie z domu zabrała.

- Czego chcesz?

- Przyprowadziłem cię do domu, Pani.

- Chyba zabrałeś z domu. Możesz mnie stąd wypuścić?

- Nie mogę. Nie możesz tam wrócić, Pani.

- Czy mogę choć raz zadecydować co chce, a co nie?! I przestań do mnie mówić Pani.- w tym momencie wkurzył mnie.

- Nie mogę, Pani.

- Aaaaaaaa! Weź mnie ktoś stąd!

- Czy takie jest twe życzenie, Pani?

- Do jasnej cholery, tak!

- To niestety nie mogę go spełnić, Pani.

- Dlaczego?!

- Znowu zostaniesz ranna, Pani.

- No nie wytrzymam! Kim jesteś?

- Powinnaś wiedzieć, Pani.

- Ale nie wiem, więc?
- Musisz sama się tego dowiedzieć, Pani.

- Za dużo myślenia, a poza tym, przez kogoś głowa mnie boli. - wskazałam palcem na niego.

- Najmocniej przepraszam, ale musiałem dać ci oznaczenie by twoje ciało nie ucierpiało. Przejście do naszego wymiaru jest bardzo trudne i bolesne. Twoje ludzkie ciało mogłoby tego nie wytrzymać i wskutek tego byś umarła, dlatego musiałem dać ci oznaczenie - zaskoczył mnie tą informacją.

- Przejście do innego wymiaru... Co masz na myśli? - zapytałam go i spróbowałam się rozejrzeć, ale ciągle marnie widziałam.

- Jesteśmy w innym wymiarze. Świat składa się z różnych wymiarów i mają inne prawa i władze. Znajdujesz się w wymiarze Śmierci gdzie jest twój prawdziwy dom. 

- Prawdziwy...dom... - mruknęłam. Nic z tego nie rozumiałam.

- Owszem. To twój dom, Muerte. Bogini Śmierci. Nasza Pani Świata. - uklęknął przede mną. - Spójrz na swój świat, O Pani. Rozejrzyj się dookoła. 

Zrobiłam co kazał. Nic z tego nie rozumiałam. To ma być mój dom? Wszędzie jest przecież cie... mno...

Nie wiem jak to możliwe, ale widziałam wszystko wyraźnie. Widziałam ciemny las na północy. Na zachodzie jakieś góry i aktywne wulkany. Na wschodzie było pusto, zaś za mną był zamek. Duży, bardzo duży zamek. Otaczała go fosa z lawy. Stałam przed wieża strażniczą z dużymi metalowymi kratami, ostrymi jak brzytwa, a do tego most zwodzony z drewna, ale bardzo masywnego drewna. Otoczony był wieżami i murem zakończony ostrymi z metalu elementami. Były też tam chodniki za murem. Mnóstwo stało tam strażników, którzy patrzeli na mnie, ale odwrócili nagle wzrok. Na zewnątrz wyglądał staro i podupadająco. Były pęknięcia, a nawet dziury. Mimowolnie skrzywiłam się widząc to. Nikt nie dbał o to miejsce.

- Proszę wejść, Pani. - pokazał gestem bym weszła, więc tak zrobiłam. Było to głupie posunięcie, ale co mi zostało innego. Może dowiem się jak stąd uciec.

Weszłam na dziedziniec. Miał dużo wolnej przestrzeni. Była tylko studnia i  stajnia. Nic po za tym, ale nawet te dwie rzeczy wyglądały jak ruiny. Ze środka dziedzińca mogłam zobaczyć hurdycje, wieże obserwacyjną i basztę. Sama nie wiedziałam skąd wiem jakie to są nazwy. Same nasuwały mi się do głowy.

- To miejsce... upadło... - mruknęłam niezadowolona.

- Masz rację. Potrzebujemy Bogini by odzyskać dawną chwałę, ale sami tego nie dokonamy. Kiedy ciebie nie było, działy się tu straszne rzeczy. Księżyc zniknął, a naszą krainą zaczęły rządzić istoty, które powinny zostać unicestwione. Teraz nasza Pani wróciła i będzie tak jak dawniej.

- Ale co ja mogę zrobić?

- Na razie nic, ale kiedy porzucisz to nędzne, ludzkie ciało, odzyskasz swoją moc, moc Bogini Śmierci. Porzucisz świat ludzi i zostaniesz w swoim domu.

- Ale ja nie chce.

- Tak zostało już postanowione. To twoje przeznaczenie, Pani.

- Czy mogę chociaż raz sama zadecydować jakie ma być moje przeznaczenie?! - wrzasnęłam wściekła już, ale on mi nie odpowiedział. - Jak widać nie. - posmutniałam.

- Wybacz mi, Pani.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz