- Więc wiesz, że to ja? - zapytał z wahaniem, a ja tylko kiwnęłam głową i kontynuowałam.
Gdy skończyłam opowiadać, Grimmjow chyba przez pięć minut siedział cicho i bez ruchu, nawet nie mrugnął. Kiedy się odezwał jego głos był dla mnie jakby obcy. Był bez emocji, mówił tak jakby cytował jakąś formułkę.
- Kiedy się uderzyłaś, obudziłaś w sobie pewną moc, jest to bardzo rzadka umiejętność, niewiele osób ją posiada, a ci co ją posiedli najczęściej umarli po paru miesiącach, bo nieodpowiednio się przygotowali. Widzisz niespokojne dusze, które z jakiegoś powodu muszą zostać tu na Ziemi, bo mają coś jeszcze do zrobienia. Przychodzą do ciebie bo wiedzą, że ty je widzisz i liczą, że im pomożesz, ale nie rób tego.
- Dlaczego?
- Bo istnieją też dusze, które chcą się zemścić lub po prostu są złe, nie ma sposobu żeby odróżnić dobre od złych. Dlatego nie pomagaj żadnym, bo sama możesz stracić życie. A poza tym skoro nie mogą spocząć w spokoju to same muszą rozwiązać swój problem, bo nigdy go nie zastaną.
- Dlaczego każdy ginął po paru miesiącach?
- Albo pomagali tym złym i zapłacili za to wysoką cenę. albo nie byli w stanie się przed nimi obronić.
- A jak się przed nimi bronić?
- Nauczę cię tego, ale jeszcze nie teraz.
- Czemu?
- Jakbyś nie zauważyła jesteś cała w bandażach.
- Pfff... Te duchy co mnie zraniły, czym one były?
- To jest najgorszy rodzaj duchów, żywią się ludzką krwią żeby przetrwać.
- Dlaczego ta kobieta mówiła, że moja krew im w szczególności pomoże?
- Jakbyś jeszcze nie zauważyła, jesteś wyjątkowa.
- Ale w jakim sensie?
- Kiedyś się dowiesz.
- A czemu nie teraz?
- Bo jeszcze nie pora.
- Yhm.. czyli za wiele się nie dowiedziałam.
- No nie. Wybacz ale nie mogę ci za wiele powiedzieć, gdybym to zrobił naraził bym ciebie na śmierć, a siebie na wieczne potępienie.
- W sumie bardziej bronisz swojej dupy niż mojej.
Czego można się spodziewać po pedancie? Chyba nie za wiele. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ominęłam go i ruszyłam do kuchni. Może jakieś resztki jedzenia zostały albo chociaż coś z kuchni zostało?
Jak tylko stanęłam na progu zobaczyłam, że nie ma połowy kuchni, a z jedzenia nici. Westchnęłam i zaburczało mi w brzuchu. Dosyć głośno i nieelegancko, ale niezbyt się tym przejęłam. Usłyszałam cichy śmiech za moimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam Grimmjowa. Spojrzałam na niego z nienawiścią w oczach.
- Nie śmiej się tak, bo to twoja wina.
- Ech... Chyba nie mam wyjścia. Chodź za mną.
- Po co?
- Nie pytaj tylko chodź.
Zaprowadził mnie do garderoby. Dał mi czarne rurki i koszulkę, do tego skórzaną, czarna kurtkę i sportowe buty. Kazał mi się przebrać i pospieszyć. Od razu poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Spodnie pasowały na mnie jak ulał, koszulka tak samo, a buty były idealne. Spojrzałam na siebie w lustrze i znowu się załamałam. Po raz kolejny byłam cała w bandażach, znowu miałam worki pod oczami. Westchnęłam przeciągle i wyszłam z łazienki. Pod drzwiami stał już Pedant.
- Nie sądziłem, że będzie ci to pasować.
- Wybacz, że ciebie zawiodłam. Co teraz?
- Teraz to pojedziemy coś zjeść.
Szliśmy bardzo długim korytarzem, aż w końcu dotarliśmy do wielkiego pomieszczenia. Były tam samochody, motory i Bóg wie co jeszcze.
- Wybierz sobie.
- Serio?
- Niewierze, że to mówię, ale tak.
Od razu podbiegłam do motorów. Mój wzrok przykuł Yamaha FZ1 Fazer.
- Prędkość maksymalna 252 km/h. Silnik rzędowy czterocylindrowy. 6 biegów. Czarny. - Mruczałam pod nosem i chłonęłam go wzrokiem dotykając. - Wybieram ten. - Odwróciłam się do niego szeroko uśmiechnięta. Co jak co, ale na motorach to ja się znam.
- Lepszego nie mogłaś wybrać? - zapytał z sarkazmem w głosie.
- Niestety, ale nie. To o to cacuszko jest najlepsze i trzeba o nie dbać i wyprowadzać na spacery. - przewrócił oczami wziął dwa kaski, oczywiście czarne, jeden założył, a drugi podał mi. Wsiadł na motor, a ja za nim.
- Mam nadzieje, że trzymasz się równie dobrze jak znasz się na motorach. - i ruszył z piskiem.
Przez chwile się wahałam, ale przytuliłam się do jego pleców. Zdziwiłam się faktem, że jest ciepły. Myślałam, że będzie zimny jak lód. Pomimo zawrotnej prędkości to rozglądałam się na boki. Dom Grimmjowa znajdował się w lesie. Jechaliśmy szybko, a las się trochę zamazywał. Gdy byliśmy coraz bliżej miasta tym więcej widziałam duchów. Jedne były wyraźne, a drugie nie, zaś inne były takie pół na pół.
Patrzałam przez resztę drogi na te cierpiące twarze, chociaż o dziwo nie wszystkie je miały. Niektóre nie miały jakieś kończymy, inne nie miały czegoś innego, a jeszcze inne były wręcz makabryczne. Były całe poparzone, albo pocięte, jakieś kości im wychodziły z ciała. Były płaskie jakby przejechał je walec. Nie mogłam w to uwierzyć, co widziałam. Czy każda dusza tak wyglądała jak niedokończyła sprawy? Nie. Nie które były całe i te były właśnie bardo wyraźne.
Krajobraz się zmieniał i pojawiały się już budynki, aż w końcu tylko je było widać. Mijaliśmy ludzi, samochody, zwierzęta, a miedzy nimi chodziły duchy. Nie było ich dużo ale jak na mój gust mogło być ich mniej. Zatrzymaliśmy się nagle więc się wyprostowałam.
- Jesteśmy na miejscu. - zsiadłam i spojrzałam na budynek. Była to pizzeria.
- Dobry wybór. - skwitowałam i spojrzałam na niego błagalnie by się pospieszył.
- Aż tak głodna jesteś?
- Chciałabym przypomnieć, że jestem człowiekiem, nie jadłam od dłuższego czasu, straciłam dużo krwi, zniszczyłeś kuchnie gdzie było jedzenie, więc tak jestem głodna. - wyliczałam wszystko na palcach i na koniec wskazałam na niego. - I to wszystko twoja winna. No oprócz tego, że jestem człowiekiem, ale reszta twoja.
- W kwestii jedzenia z tobą nie wygram.
- I tu się z tobą zgodzę. - ugryzłam się w język gdy chciałam powiedzieć Pedant. Stwierdziłam, że to mimo wszystko zły pomysł.
Uśmiechnięta weszłam do pizzerii, w środku było miło i przytulne. Usiedliśmy do jednego ze stolików, najbardziej oddalonego od reszty ludzi.
- W czym mogę państwu pomóc? - Odezwała się kobieta w moim wieku no może trochę starsza. Była ubrana w strój kelnerski, który według mnie zbyt dużo odsłaniał niż zasłaniał.
- Po proszę średnią pizze hawajską i duża cole. - Nie zaglądałam w menu bo po co. Wszędzie jest to samo tylko różni się smakiem i jakością.
- A dla pana? - Odwróciła się do niego i zatrzepotała rzęsami.
- Lepiej żeby tak nimi nie trzepała, bo jej odpadną. - mruknęłam pod nosem, a Grimmjow uśmiechnął się.
- To samo poproszę.
- Dobrze.
Kelnera zawiedziona, że nie zaszczycił ją choćby jednym spojrzeniem odeszła, ale zakręciła tyłkiem i puściła perskie oko do niego odwracając się na chwile jednak on nie patrzył na nią. Szkoda, że nie wywinęła orła jak zakręciła tą dupą. Też mi wielka strata kto by chciał się patrzeć w te ciemne, brązowe oczy, które tylko przyciągają i kuszą swą barwą. Ten bijący od nich chłód, oraz milion emocji naraz.
Opanuj się kobieto! O czym ty myślisz?! Jak możesz tak myśleć o tym Pedancie?!
- Muerte. Czy wszystko w porządku? - usłyszałam jego głos. Patrzał na mnie z troską.
- Hę? Tak, tak. Tylko się zamyśliłam. - odwróciłam wzrok od niego i czekałam na zabawienie w formie pizzy. - Ty będziesz jadł? - zapytałam by odwrócić jego uwagę. Nie chce by dociekał i pytał co mi było, i na szczęście nikt nie siedział w pobliżu.
- Jasne. To, że jestem kim jestem nie oznacza, że nie jadam ludzkiego jedzenia. Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz. - uśmiechnął się.
- I obym nie poznała bo jeśli to coś z rodem Pedanta to podziękuje. - zdałam sobie po chwili sprawę co powiedziałam i spojrzałam na niego ukradkiem. Zaciskał mocno szczękę, ale był "opanowany". – Przepraszam.
- Przy tobie trzeba mieć na serio anielską cierpliwość i niestety nie należę do tych osób.
- To musisz teraz trenować tą cierpliwość. - przyznałam mu rację.
Na jego i na przede wszystkim moje szczęście przyszła kelnerka i podała pizze z napojami.
- Smacznego życzę państwu. - powiedziała miło, ale głównie zwracała się do Grimmjowa.
Przewróciłam oczami i skupiłam się na jedzeniu. Wchłonęłam ją ekspresowo i w dodatku zjadłam jeszcze pół pizzy mojego towarzysza, którego nie wiadomo kiedy przestałam traktować jak mojego porywacza.
- Jestem pełna.
- Taka mała, a tak dużo je. Gdzie ty to mieścisz? - zapytał z niedowierzaniem.
- Jak mnie głodzisz to co się dziwisz. - uśmiechnęłam się wrednie jednak po chwili zmarkotniałam.
Ciągle myślałam o tych duszach. Nawet teraz jak jadłam widziałam jednego, który patrzał błagalnie. Westchnęłam i wstałam z miejsca.
- Idę do łazienki.
- Dobra.
Jak tylko odeszłam, kelnerka podeszła do Pedanta, a ten jeszcze się uśmiechał! Debil!
Łazienka była duża i miała okna na górze. Nikogo nie było, więc mogłam bez problemu działać. Owinęłam rękę papierem i stanęłam na kaloryferze by dosięgnąć okna. Wbiłam rękę w okno, ono pękło. Zrobił się bałagan i miałam nadzieje, że nikt mnie nie usłyszał, bo zrobiło się głośno. Odwinęłam rękę i podciągnęłam się na rękach. Syknęłam czując pieczenie w palcu. Skoczyłam na trawę i spojrzałam na ranę. Małe szkoło wbiło mi się w wskazujący palec. Wyciągnęłam je i spojrzałam w bok. Duch stał niedaleko mnie.
Pomożesz mi?
Usłyszałam jego głos w głowie, ale poruszał ustami. Był prawie niewidoczny, a głos słaby.
- Tak. - szepnęłam cicho. Musiałam uważać na Grimmjowa. Dziwne, że go tu jeszcze nie ma, ale to na moją korzyść.
Chodź za mną. Zaprowadzę ciebie do mojego domu. Musisz znaleźć szkatułkę. Odszedłem z tego świata zanim ją znalazłem. Chciałem ją dać swojej wnuczce, ale nie mogłem jej znaleźć. Zapomniałem gdzie ją schowałem.
Szłam za nim i słuchałam go. Szliśmy przez ulicę, którą przemierzało mnóstwo ludzi więc jakbym mówiła sama do siebie uznaliby, że jestem chora psychicznie. Przemierzaliśmy rejony miasta, których nie znałam. Ta dzielnica była piękna, bogata, czysta. Szliśmy około 20 minut kiedy stanął przed jednym z domów. Ten się różnił. Był stary i zniszczony. W ogóle nie pasował do otoczenia. Dom był otoczony żółtą taśmą z napisem: "Nie zbliżać się", a na bramie ostrzeżenie: "Budynek do rozbiórki"
- Mam tam wejść? - wskazałam ten dom palcem i spojrzałam na tego ducha.
Tak.
- Tak myślałam, że to powiesz. No nic wchodzę. - rozejrzałam się jeszcze dookoła i nikogo nie było w pobliżu więc przekroczyłam bramę i weszłam do domu.
Drzwi zaskrzypiały jak je otworzyłam przeraźliwie. W środku podłoga była cała zakurzona i popękana, jak zresztą cały dom. Zrobiłam pierwszy krok i słychać było skrzypienie. Weszłam głębiej, uważając na dziury i pęknięcia.
- Więc mam znaleźć szkatułkę, ale jak ona wygląda?
Niech pomyśle. Szkatułka jest w kształcie prostokąta. Zrobiona ze szczerego złota z czarnymi i srebrnymi akcentami. Zdobią ją piękne wzory, a na środku szkatułki jest kwiat.
- A wiesz gdzie może być mniej więcej? To duży dom i mogę nie zdążyć jej znaleźć na czas.
Pamiętam tylko to, że to było ciemne miejsce do którego nikt nigdy nie zaglądał. Może to być strych, albo piwnica.
- To super. - nie dość, że mnóstwo kurzu, robali, pająków to jeszcze mam łazić po strychu i piwnicy gdzie jest ciemno. Weź się w garść zgodziłaś się to teraz to zrób i nie bądź tchórz. Co z tego, że w tym domu wygląda jakby ktoś umarł i to nie z przyczyn naturalnych.
Postanowiłam pójść najpierw na strych. Tam jest mimo wszystko jakieś okno. Weszłam na górę i na jednym ze schodów utknęła mi noga z których wyszły robale. Wyciągnęłam ją szybko i trzepnęłam by się ich pozbyć. Tym razem szybciej, ale i bardziej ostrożnie weszłam na górę. W suficie były małe szparki i wystawała linka. Pociągnęłam za nią, klapa się otworzyła i wysunęła się drabina prowadząca na strych. Niechętnie, ale chwyciłam za nią i weszłam do góry.
Na strychu było więcej kurzu niż w całym domu i pajęczyn. Musiałam chodzić zgarbiona. Sufit był dosyć nisko i nie było opcji żeby się wyprostować. Duch był cały czas za mną. Spojrzałam na niego i wtedy zauważyłam jak makabrycznie wygląda. Tu było ciemno, a tam na dworze jasno, więc prawie w ogóle go nie widziałam. Twarz i szyje miał rozszarpaną, nic prawie z niej nie zostało. Reszta ciała była dziwie powyginana, a jak spojrzałam tam gdzie miało być serce widziałam kręgosłup.
Dobrze, że chociaż nie czuć tego zapachu bo by mój żołądek tego nie wytrzymał.
Odwróciłam wzrok od niego i postanowiłam się skupić na szukaniu. Przeglądałam każdy karton, każdy kąt i natknęłam się na małą klapę. Chwyciłam coś cienkiego, włożyłam w szparę i podbiłam klapę. Uniosła się lekko, więc włożyłam w nie palce i dałam na bok. Tam znalazłam właśnie szkatułkę. Pasowała do opisu jednak była dużo piękniejsza. Jakby się ją przystawiło pod światło to by się mieniła. Wzory pod dotykiem czułam, że są wypukłe i wklęsłe, a czerń i srebro pięknie się komponowały ze złotem.
To ona. Znalazłaś ją. Dziękuje.
Usłyszałam szczęśliwy głos ducha, a ja się uśmiechnęłam szeroko.
- To gdzie mam ją zanieść?
Moja wnuczka nazywa się Emma Darel. Mieszka niedaleko stąd, na ulicy Szloweżerów 15.
Zaczął świecić jasnym światłem i jego postać się zmieniła. Nie wyglądał teraz makabrycznie, a zniewalająco. Był dobrze zbudowany, wysoki. Nie mogłam zaś stwierdzić jaki ma kolor włosów i oczu ale wiedziałam, że jest przystojny. Dobrze zarysowana szczęka.
Dziękuję. Moja dusza zaznała spokoju i teraz będę mógł odejść jak oddasz tylko szkatułkę.
Uśmiechnął się łobuzersko. Chociaż był duchem potrafił zniewalać kobiety.
- Możesz na mnie liczyć. Twoja wnuczka miała szczęście, że miała takiego dziadka.
Dziękuje.
Ruszyłam na dół trzymając blisko siebie szkatułkę. Zeszłam na parter i chciałam już wyjść z tego domu kiedy usłyszałam jakiś bliżej nieokreślony dźwięk coś jakby skrobanie. Dochodził z jednych drzwi na końcu korytarza.
Nie idź tam!
Krzyknął, ale nie zareagowałam. Intuicja mówiła uciekaj, ale postanowiłam tym razem nie dać się ponieść emocjom. Ruszyłam w stronę owych drzwi. Z każdym krokiem dźwięk był coraz głośniejszy, ale nie cofałam się. Chciałam zobaczyć co wydaję ten odgłos. Serce waliło jak młot i słyszałam krzyki ducha, który już panikował i nagle zamilkł jakby uciekł, a ja wyciągnęłam rękę po klamkę, ale one z hukiem się otworzyły i ktoś na mnie poleciał i przygniótł do ziemi.
Yamaha FZ1 Fazer
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz