Czułam oddech napastnika na swojej skórze. Próbowałam go odepchnąć, ale nie mogłam. Był jak ze skały. Podniósł głowę i zobaczyłam jego czerwone oczy, które były chorobliwie czerwone, nie miał włosów na głowie, a od dolnej wargi aż do końca szyi była cienka kreska. Po chwili ta kreska się otworzyła, a raczej cała żuchwa. Widziałam całe mięśnie koloru krwi, na środku była dziwna macka z paszczą, która miała 8 kłów i jeszcze jeden większy i grubszy pod tą macką.
Krzyknęłam przerażona. To był mój najgłośniejszy krzyk w całym życiu. Macka rozciągnęła się i chciała mnie ukąsić. Zrobiła to. Wbiła swoje 8 kłów i czułam jak krew ze mnie ucieka i słabnę. Nie mogłam wziąć nawet jednego oddechu. Nie miałam siły na nic. Tak jakbym mogła tylko czekać na śmierć. Potwór spojrzał swoimi krwistymi oczami w moje i nagle zniknął mi jego wizerunek, a ból w szyi trochę zelżał.
Ktoś chwycił mnie za ramiona i posadził. Spojrzałam półprzytomnym wzrokiem na ową osobę i był to Grimmjow. Jego oczy świeciły czerwienią i wystawały mu kły, a gdy spojrzał na moją szyje przeszedł go dreszcz i warknął przeciągle, i groźnie. Przeraziłam się na ten dźwięk. Wstał i odszedł ode mnie kilka kroków. Jego ciało zaczęło falować i jego ciuchy się rozdarły i zamiast człowieka widziałam wilkołaka. Miał ze 3 metry, pokryty cały futrem koloru czarnego. Oczy świeciły mu się na fioletowo. Pysk duży z 2 rzędami zębów ostrych jak brzytwa. Na grzbiecie miał kolce, grube. Ogon miał jeden kolec na końcu z którego coś się sączyło zielonego, a pazury długie na prawie metr.
Krzyk ugrzązł mi w gardle, serce chodziło bardzo szybko, oddech miałam świszczący, pociłam się intensywnie i jak nic powinnam zemdleć, ale adrenalina we mnie buzowała i nie mogłam. Spojrzał na mnie fioletowymi oczami. Widziałam w nich troskę i zmartwienie. Po chwili odwrócił wzrok na przeciwnika, warknął i ruszył na niego. Powędrowałam tam wzrokiem i zobaczyłam jak się szarpią. Wilkołak wbił zęby w klatkę wampira, a ten wbijał mu kły w szyje. Pazury wilka zabłyszczały i przeciął nimi powietrze. Wampir zniknął i pojawił się za nim. Chwycił wilka i zgniótł. Słychać było pisk wilka, który kulał, ale ogon wbił w brzuch wampira. Po chwili podniósł ogon do góry i wbił wampira w kolce na grzbiecie. Słychać było wrzaski wampira i jęki. Jego ciało zaczęło pękać i pojawiał się ogień, a po chwili popiół. Wampir zmienił się w popiół, a wilkołak w człowieka. Bałam się podejść do Grimmjowa. Ledwo mógł stać na nogach. Trzymał się za żebra, ale mimo wszystko nie mogłam wstać i zmusić się do podejścia do niego. Odwrócił się twarzą do mnie. Widziałam w jego oczach ból mieszany z troską. Zrobił krok w moją stronę, a ja się cofnęłam do tyłu.
- Nie podchodź. - wykrztusiłam. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi, jednak to co przed chwilą zobaczyłam wpływało na moją ocenę jego postaci. Działałam odruchowo. Nie miałam na nic siły, ale czołgać się jeszcze mogłam.
- Muerte. - powiedział i zadziwiająco szybko podszedł do mnie, i podniósł do pionu.
Trzymał mnie za łokieć i wyprowadził z budynku. Szarpałam się, ale nie mogłam się uwolnić. Posadził mnie na motorze, a potem sam za mną usiadł. Odpalił go i ruszył szybko.
Z każdą chwilą oddychałam coraz ciężej. Chciałam spać, ale on mi nie pozwalał. Szturchał mnie albo zaczął coś gadać. Nie rozumiałam tego, ale działało na mnie. Nie wiem jak długo jechaliśmy, ale zatrzymał się przed jakiś domem. Był duży i ładny, dwupiętrowy z dużymi oknami, w jasnych barwach. Przed wejściem była duża weranda. Dom znajdował się w lesie, jak dom Pedanta. Długo nie mogłam patrzeć na ten dom, bo poczułam jak on zsiada i chwyta mnie. Pomógł mi iść w miarę prosto, a z domu wyszedł jakiś mężczyzna. Był blady jak ściana, wysoki i smukły. Miał ciemnozielone oczy i trochę przydługie włosy ciemnego blond. Ubrany był w ciemne spodnie i sweter jasnego brązu.
- Co się stało? - zapytał podchodząc do nas, ale głownie skupił swój wzrok na mnie.
- Została ugryziona przez Leech. Nie czułem żeby jad się dostał, ale straciła mnóstwo krwi, a jeszcze wcześniej zaatakowały ją duchy. Generalnie to straciła bardzo dużo krwi. - odparł na jednym wydechu Grimmjow.
- Rozumiem. – po prostu tyle i wziął mnie na ręce. - A co tobie się stało? - zapytał mężczyzna, widząc jak Pedant chwyta się za żebra.
- Złamał mi kilka żeber i tyle. Najpierw zajmij się nią. Ja poczekam.
- Rozumiem.
Nagle obraz przed moimi oczami rozmazał się. Nie zemdlałam ani nic, tylko po prostu obraz mi się zamazał. Znalazłam się w jakimś pomieszczeniu. Był tu sam metal i czułam chłód pod plecami. Mężczyzna pojawił się przed moją twarzą.
- Jestem doktor Carlo. Muszę ciebie teraz uśpić z powodu dużej utraty krwi. Rozumiesz?
Bałam się odezwać, ale poszukałam wzrokiem Grimmjowa. Stał za doktorem. Uśmiechnął się do mnie kojąco i kiwnął głową, więc zrobiłam to samo.
Poczułam ukłucie w ramię i po chwili czułam jak powieki mi opadają. Sama z siebie byłam już zmęczona, więc je przymknęłam i zasnęłam po chwili.
Gdy powróciła do mnie świadomość, miałam wrażenie, że spałam bardzo długo, ale czułam się o wiele lepiej niż jak zasypiałam. Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się dookoła. Byłam w jakimś dużym pokoju z dużym oknem na zewnątrz, widać było las otaczający dom. Ściany były lazurowego koloru, a podłoga była pokryta jasnymi panelami. Leżałam na dwuosobowym łóżku. W pokoju był regał z książkami, jakiś fotel z obiciem we wzory, telewizor i wieża, duża szafa na ciuchy, a na ścianach wisiały różne zdjęcia. Chciałam się podnieść, ale poczułam ból w szyi, rękach i nogach. Po mimo tego i tak usiadłam. Byłam cała w bandażach.
- Na serio będę za niedługo wyglądać jak mumia. - odezwałam się sama do siebie z jadem w głosie.
Chciałam wstać, ale właśnie w tym momencie drzwi się otworzyły i pojawił się doktor.
- Jeśli na serio nie chcesz się nią stać to leż i wypoczywaj. Jestem pod wrażeniem, że w ogóle jeszcze żyjesz. Straciłaś więcej krwi niż trzeba, a po tym co powiedział Grimmjow, powinnaś już dawno umrzeć. - mówił rzeczowym i mądrym głosem, którego trzeba słuchać. Podszedł do mnie i pomógł mi z powrotem się położyć.
- Co z nim? - zapytałam cicho.
- Nic mu nie jest. Bardziej bym się martwił o ciebie. Leż i odpoczywaj. Zaraz przyniosę ci coś do jedzenia i picia.
- Doktorze Carlo. Ile ja dni spałam? – zapytałam, a na jego twarzy powstał nikły uśmiech.
- Tydzień, a teraz odpoczywaj.
Wyszedł zanim zadałam kolejne pytanie. Znowu zostałam sama. Wzięłam głęboki oddech. Byłam nieprzytomna cały tydzień. Nie do pomyślenia, ale bardziej skupiłam myśli na czymś innym. Myślałam o Pedancie. Źle go ostatnio potraktowałam. Poczułam powiew wiatru i zobaczyłam jego w oknie. Patrzył na mnie pustym wzrokiem.
- Grim... - zaczęłam, ale nie dokończyłam, bo pojawił się przy mnie i dotknął mojego policzka.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską w głosie. Ta troska emanowała z niego tak bardzo, że zabrakło mi głosu w gardle na chwile.
- Dobrze. - wykrztusiłam i jego troska pękła w jednej chwili jak bańka mydlana.
- Co ty sobie myślałaś?! Nie dość, że mnie zostawiłaś i wyszedłem na debila to jeszcze rozwaliłaś okno! Wiesz ile mnie to kosztowało?! A ile upokorzenia! Nie wiesz! Siedziałem i czekałem jakieś 5 minut, aż w końcu podeszła kelnerka i powiedziała, że ciebie nie ma, ale zostało rozbite okno! I co jeszcze! Poszłaś za jakimś duchem narażając się na śmierć pomimo moich wyraźnych ostrzeżeń! - wrzeszczał jak opętany i w sumie w kółko powtarzał o tym oknie.
- Jak chcesz oddam ci tą kasę za okno.
- No ja myślę, że oddasz! Nie ma nawet innej opcji, żeby nie! Nigdy w życiu nie płaciłem tyle kasy w pizzerii! - krzyczał dalej jak najęty i niestety musiałam go słuchać.
- Debil. - mruknęłam.
- Co? - zapytał głupio.
- Jesteś debilem. Martwiłeś się tylko o jakieś głupie okno. - musiał chyba zaskoczyć o co mi chodzi bo uspokoił się.
- To nie...
- Właśnie, że tak! Martwiłeś się o jakieś głupie okno i nic więcej. Tylko kasa ciebie obchodziła w tamtym momencie i nawet teraz. No tak! Co się dziwić jesteś w końcu Pedantem i lubisz mieć wszystko poukładane, nawet w swojej głowie. Skoro się tylko o tą kasę martwisz to się nie martw oddam ci wszystko co do grosza, a nawet odsetki ci dam jak chcesz. A teraz wyjdź nie mam ochoty patrzeć na twoją twarz.
- Muerte...
- Wyjdź! Doktorze Carlo! - wrzasnęłam głośno choć wiedziałam, że nie muszę. Pojawił się zaraz w drzwiach.
- Tak?
- Może go doktor wyprowadzić. Zaraz dostanę ataku szału przez niego.
Doktor próbował stłumić śmiech, ale spełnił moją prośbę. Chwycił Debila za ramię i kierował w stronę drzwi.
- Co?! Czekaj! Muszę z nią porozmawiać! Puść mnie Carlo! Cholera! Carlo! - słyszałam jego wrzaski. Próbował się uwolnić, ale z marnym skutkiem.
Po chwili byłam już sama w pokoju. Mogłam sobie teraz pozwolić na łzy. Nienawidziłam płakać, ale teraz poczułam chęć potrzeby tego. Za dużo się wydarzyło ostatnimi czasy. Łzy spływały po policzkach i nic z tym nie robiłam, a co gorsza płakałam przez tego idiotę! Martwił się o kasę. Próbowałam parsknąć, ale wyszło z tego bardziej łkanie. Odwróciłam się na bok, twarzą do okna i patrzyłam w dal. Nie wiem jak długo byłam w tej pozycji, ale czułam jak drętwieje. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
- To tylko ja. - dobiegł mnie głos doktora. Obszedł łóżko i stanął przy mnie. Spojrzałam na niego spod czerwonych oczu i zobaczyłam, że trzyma tacę z parującym jedzeniem i torbą w drugiej ręce. Jego twarz zdobił łagodny uśmiech.
- Muszę ciebie zbadać i zmienić bandaże, a ty tymczasem zjedz coś ciepłego. Poczujesz się lepiej. - kiwnęłam głową i z jego pomocą usiadłam.
Podał mi tacę i zaczęłam jeść zupę pomidorową, a doktor mnie badał. Gdy stwierdził, że jest ze mną w porządku, przygotował bandaże i maści.
- Zjedz sobie spokojnie, a potem zmienimy opatrunek.
- Dobrze. - odpowiedziałam cicho i skupiłam swoją uwagę na jedzeniu.
- Musisz mu wybaczyć to zachowanie. - spojrzałam na niego pytająco. - Widzisz nie wiem jakie było jego wcześniejsze życie, ale znam go dosyć długo. Jest dla mnie prawie jak syn i on w ten sposób okazuje troskę i zmartwienie.
- Pff... Przy mnie to nie przejdzie. Ja go nie znam, ale dla mnie to on mnie obraził i zranił.
- Rozumiem ciebie, ale chciałem żebyś zrozumiała go. - kiwnęłam tylko głową.
Zjadłam do końca i usiadłam tak żeby mógł zacząć zmieniać opatrunek na nogach. Robił to sprawnie, szybko i uważnie.
- Chcesz się przejść? - zapytał po zmianie wszystkich opatrunków.
Chciałam, ale nie chciałam wpaść na Pedanta. Ciągle byłam wściekłą na niego i zraniona. Nie miałam ochoty słychać jego marnych przeprosić i jego twarzy.
- Nie chce. Poleżę jeszcze.
- Dobrze. - uśmiechnął się i odszedł.
Siedziałam tak na tym łóżku i siedziałam, aż w końcu wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju. Byłam cała odrętwiała, ale kilka kółek i już było lepiej, lecz niestety odezwała się potrzeba fizjologiczna. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je cicho i lekko uchyliłam. Wystawiłam głowę za drzwi i nikogo nie było, więc wyszłam. Korytarz był długi i co gorsza znajdowało się aż dziesięć drzwi w tym jedne prowadziły do mojego pokoju na końcu korytarza w którym tymczasowo, a przynajmniej miałam taka nadzieję urzęduje.
Miałam dwie opcje. Opcja pierwsza: otwierać wszystkie drzwi i zobaczyć co się tam znajduje i może natrafię od razu na łazienkę ale znając moje szczęście będzie inaczej niż to planowałam. Opcja druga: poszukać doktorka, co wydawało się lepszą i łatwiejszą opcją bo słyszałam śmiech z dołu.
Wybrałam więc tą drugą opcje. Była bardziej bezpieczna. Bóg jeden wie co się kryje za resztą drzwi i nawet nie chciałam wiedzieć. Natrafiłam na tyle istot w tak krótkim czasie, że mogę się spodziewać iż to Szalony Naukowiec.
Zeszłam na dół i zobaczyłam kolejny korytarz, ale tam z kolei było trzy pary drzwi. Jedne musiały być wyjściowe, były na wprost i wisiały tam ciuchy. Drzwi od prawej były zamknięte, a zaś wejście z lewej ich nie miały więc wybrałam te. Wychyliłam się i zobaczyłam doktorka i Grimmjowa, siedzieli w kuchni przy stole. Doktor pierwszy mnie zauważył, bo siedział akurat przodem do mnie, a Debil tyłem. Carlo uśmiechnął się do mnie.
- Więc jednak zdecydowałaś się na małą wycieczkę. - był szczęśliwy, że wyszłam z pokoju. Starałam się nie zwracać uwagi na Pedanta, jednak nie mogłam się powstrzymać i na chwilę zerknęłam na niego. Nie wyrażał uczuć.
- Tak właściwie chciałam zapytać gdzie jest łazienka. - odparłam i odwróciłam wzrok na bok.
- Wybacz, zapomniałem ci powiedzieć gdzie jest. Na drugim piętrze, drugie drzwi od prawej.
- Dziękuję.
Uciekłam od razu z ich pola widzenia i wbiegłam na górę.
Otworzyłam drzwi, które wskazał...
- Czekaj! - usłyszałam krzyk doktora, ale było już za późno i zdążyłam zobaczyć co za nimi jest. Jak to ja, pomyliłam prawą z lewą.
Było to pomieszczenie pełne szklanych, owalnych pojemników, a w środku był jakiś płyn, a tam jakieś istoty. Wyglądały jak płody dziecka od 2 do 4 miesiący. Zamknęłam powoli drzwi i spojrzałam w bok gdzie byli oni. Wskazałam palcem na przeciwne drzwi.
- To o te chodziło? - zapytałam się jak gdyby nigdy nic.
- Tak
- To świetnie.
Otworzyłam te drzwi i rzeczywiście była to łazienka. Obłożona jasnymi kafelkami. Prysznic z wanną, toaleta, zlew i duże lustro prawie na całą ścianę. Weszłam od razu do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Skorzystałam z toalety, umyłam ręce i poszłam z powrotem do pokoju.
Poczułam się odrobinę lepiej. Zamknęłam za sobą drzwi, odwróciłam się przodem do pokoju, a na łóżku siedział Grimmjow. Cofnęłam się do tyłu, a przy mnie już był, objął w pasie i posadził na środku łóżka. Wszystko działo się tak szybko, że nie nadążałam wzrokiem.
Chciałam sobie pójść. Nie miałam ochoty patrzeć jeszcze na jego twarz jednak nie dane było mi odejść. Położył mi ręce na ramionach i przytrzymał.
- Posłuchaj mnie. Proszę. - kiwnęłam głową i nawet jak nie chciałam go słuchać nie miałam za wielkiego wyboru. Spuściłam głowę. Nie chciałam na niego patrzeć, lecz nie pozwolił mi na to. Chwycił mój podbródek i zmusił mnie bym spojrzała mu prosto w oczy. - Nie chciałem ciebie zranić. Nigdy bym tego nie chciał zrobić. To co powiedziałem było głupie i to bardzo. Nie pomyślałem jak ty się możesz poczuć i to był mój błąd. Zraniłem ciebie i co gorsza płakałaś przeze mnie. - pogłaskał mnie po policzku kciukiem. - To nie jest tak, że martwiłem się o kasę, ale masz rację tak to brzmiało, jednak prawda jest inna. Martwiłem się tylko i wyłącznie o ciebie. Gdy usłyszałem, że ciebie nie ma w łazience i jest rozbite okno pomyślałem, że coś ci się stało. Było tam trochę twojej krwi. Zapłaciłem wszystko i szukałem ciebie, ale nie mogłem ciebie znaleźć. Twój zapach się mieszał z innymi. Co mnie denerwowało. Mam ośmiokrotnie czulszy nos od człowieka, a i tak nie mogłem ciebie wyczuć. - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Po jakiejś niecałej godzinie poczułem chłód, który mnie ciągnął albo pchał. Sam nie jestem pewny, ale mniejsza z tym. Na początku to ignorowałem, ale przypomniałem sobie, że widzisz duchy, więc pojechałem za tym śladem i wtedy usłyszałem twój krzyk. Myślałem, że już po tobie, że ciebie straciłem, ale mimo to jechałem, bo wiedziałem gdzie jesteś, a gdy zobaczyłem... Jak on pije z ciebie krew i odbiera ci życie... Coś we mnie pękło i nie wytrzymałem. Myślałem tylko o tym by pozbawić go życia. - był smutny na początku, a potem wściekły gdy o tym mówił. Na końcu przygarnął mnie do siebie. - bałem się, że ciebie stracę. Nie mogłem znieść tej myśli, nawet teraz gdy jesteś tu ze mną, oddychasz i słyszę bicie twego serca.
Nie wiedziałam co powiedzieć jak zamilkł i mocniej mnie przytulił. Głowę wtulił w zgięcie mojej szyi. Byłam wstanie go tylko objąć i nic więcej. Odsunął się trochę ode mnie zdziwiłam się tym, więc spojrzałam na niego, a on na mnie. Nie wiem kiedy nasza relacja wskoczyła na taki wysoki poziom. W końcu znamy się chwilę, jednak zdobył moje zaufanie. O ironio, on mnie w końcu porwał, a ja mu ufam. Nasze oczy się spotkały i zobaczyłam jak się pochyla w moją stronę. Dzieliły nas centymetry aż w końcu dotknął swoimi ustami moich. Był czuły i delikatny.
Wargi miał miękkie i ciepłe. Nasz pocałunek z każdą chwilą robił się coraz głębszy, dłuższy i namiętniejszy. Nasze usta idealnie do siebie pasowały. Jakby los chciał, żebyśmy byli razem. Przygarnął mnie bliżej do siebie. Pod rękoma czułam jego ciepłą skórę. Chciałam być bliżej niego, bardziej go poczuć. Rósł we mnie ogień ekscytacji i podniecenia.
- Ups.. Przepraszam. Nie chciałem wam przeszkodzić. - usłyszałam głos doktora i czar prysnął jak bańka mydlana. Ogień który we mnie rosnął z każdą sekundą, po prostu zgasł. Odsunęliśmy się od siebie jak poparzeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz