środa, 18 lutego 2015

III Odciśnięte piętno


Siedziałam chyba z godzinę, a on ciągle się nie pojawiał. Chyba faktycznie się na mnie obraził, ale co zrobić skoro taka jest prawda? No dobra, mogłam się zamknąć kiedy już mi powiedział, że mam tak na niego nie mówić, ale jakoś tak nie mogłam się powstrzymać. Chyba faktycznie mam talent do wpakowywanie się w kłopoty. 

Zostawił mnie samą w domu, którego w ogóle nie znam, a i chyba nie muszę przypominać, że pomimo tego, że mnie opatrzył i dał jeść to nadal jest moim porywaczem. Ech... Wstałam i zaczęłam rozglądać się po domu. Był ogromny i miał mnóstwo pomieszczeń. Dominowały w nim ciemne kolory. Jeden pokój był cały zawalony płytami, CD jak i winylowymi. Chyba wszystkie gatunki muzyki w nim były. Ruszyłam dalej niekończącym się korytarzem. Ten dom był dziwny, nie było w nim żądnych zdjęć czy czegokolwiek żeby określić kto w nim mieszka, oprócz jego zainteresowań. Był pusty, nie miał tego czegoś. Minęłam wiele innych pokoi, ale nie było w nich czegokolwiek ciekawego. Kiedy dotarłam do schodów, zdziwiłam się. Całe schody pokrywał kurz, tak jakby nie były w ogóle używane, a co dziwniejsze Grimmjow jest przecież pedantem. Kiedy postawiłam pierwszą stopę, zaskrzypiały okropnie, ale to nie powstrzymało mnie, żeby wejść wyżej. Ciekawiło mnie to dlaczego jako jedyny przedmiot w tym dziwnym domu były zakurzone. Drugie piętro było tak jakby osobnym światem. Tutaj korytarz był zupełnie inny, był w jasnych odcieniach brązu, ale również cały zakurzony. Na ścianach wisiały obrazki, tutaj również nie było zdjęć, ale były ślady po ramkach, ktoś musiał je zdjąć. Pierwszy pokój był zupełnie pusty. Przez wszystkie ściany przechodziły gałęzie ogromnego drzewa z gdzieniegdzie wypalonymi dziurami, tylko jedno miejsce było niewypalone, ale było puste. Musiało to być drzewo genealogiczne jakiegoś starego rodu, które zostało zniszczone z jakiegoś powodu. Zastanawiało mnie dlaczego to jedno miejsce jest puste. Dotknęłam opuszkami palców tego miejsca, a przez moje ciało przeszedł prąd, niezbyt mocny, ale też nie za słaby. Gwałtownie cofnęłam rękę i wyszłam z powrotem na korytarz. Kolejny pokój był na samym końcu. Był on ogromny. Na wszystkich ścianach stały ogromne regały do sufitu, ze starymi książkami. Była to sporych rozmiarów domowa biblioteka. Było czuć zapach starych książek i miała ten swój biblioteczny klimat. Zaczęłam krążyć wzdłuż regałów, oglądając książki. Jedna zwróciła szczególnie moją uwagę, była biała ze złotymi dodatkami, a co najgorsze była na samej górze. Zwróciła moją uwagę dlatego, że nie wyglądała na zniszczoną tak jak reszta książek. Rozejrzałam się w poszukiwaniu drabiny, na szczęście stała niedaleko. Przysunęłam sobie ją, sprawdziłam stabilność, która nie wróżyła dobrze, ale mimo to weszłam na nią. Kiedy dotarłam na sam szczyt, szczebel się złamał, ale i tak sięgnęłam książkę. Na szczęście nie było tak wysoko, jednak z moim nieszczęście, które ostatnio mnie nie opuszcza, podczas spadania uderzyłam się głową o jednak z półek i straciłam przytomność.

Kiedy się ocknęłam poczułam ostry ból głowy.  Ciągle znajdowałam się w bibliotece, a miałam nadzieje, że magicznie się teleportuje do łóżka, najlepiej do mojego. Dotknęłam najbardziej bolącego miejsca i poczułam krew pod palcami. Ostatnimi czasy dosyć często mi leci.  Poszukałam wzrokiem książki i znalazłam ją na podłodze obok mnie. Chwyciłam i otworzyłam na pierwszej stronie. Nie było tam długiego tekstu jakiego się spodziewałam, coś w stylu „Jeśli jesteś godny ujrzysz prawdę o świecie, a jeśli twoją duszę spowija mrok to ta księga ukaże ci twoje najgorsze obawy oraz ujawni twoje najskrytsze sekrety. Bla bla bla…”. Nie było nawet strony tytułowej, autora, nic, kompletnie nic. Zamiast tego na pierwszej stronie był obraz przedstawiający mężczyznę. Pierwsze co się rzucało w oczy to czerwone oczy, które wyglądały jak żywe, miało się wrażenie, że ktoś wyciął komuś oczy i włożył do tego obrazu. Ostre kły, długie paznokcie, czarne jak smoła włosy, długie aż do pasa. Był blady i we krwi, a ciuchy miał stare, pomarszczone i rozdarte jednak ta postać była ładna. Spojrzałam na napis pod tym zdjęciem.

"Wampir, który zmienia swą postać. Jedna z najstarszych istot. Nazywanie jej wampirem jest dużym niedopowiedzeniem, ponieważ może zmieniać swoją postać, dlatego często jest mylony z innymi istotami. Nikt nie wie ile tak naprawdę może przyjmować postaci. Ta istota jest niezwykłą zagadką. Jedyne co wiadomo to to, że jego najbardziej „ludzka" postać to wampir, dlatego przyjęło się, że jest to wampir. Nieśmiertelny.”

Przewróciłam kartkę i tam był kolejny obraz. Tym razem przedstawiał wilkołaka. Miał czerwone oczy, duży pysk z ostrymi kłami po dwa rzędy. Na grzbiecie miał kolce, a ogon kończył się też kolcem ale znacznie dłuższym i cieńszym. Pazury miał długie i masywne. Pokryty był sierścią koloru czerni. Spojrzałam na napis, ale był zamazany i nie mogłam nic przeczytać. Przewracałam kolejne strony ale nic tam nie było oprócz pustych kartek, więc znowu spojrzałam na pierwszą stronę. Ten mężczyzna mi kogoś przypominał ale nie wiedziałam kogo.

- Muerte? Co robisz? - usłyszałam głos Grimmjowa, który stał w drzwiach. Byłam odwrócona tyłem, więc schowałam książkę na półkę tak żeby Grimmjow jej nie widział.

- Pfff... Uciekłeś gdzieś i zostawiłeś mnie więc postanowiłam na własną rękę zwiedzić dom, ale miałam mały wypadek. – wyjaśniłam pokrótce.

- Krwawisz? - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.

- Dopiero teraz zauważyłeś? Jak na nie wiadomo kogo jesteś dosyć tępy. - westchnął tylko na tą docinkę i pojawił się przede mną dotykają leciutko rany.

- Ja nie oddycham. Żeby poczuć jakiś zapach byś musiała bardzo mocno krwawić. Co prawda mam wyczulone zmysły, ale tylko wtedy kiedy jakbym to określił, wtedy kiedy jestem najedzony. Co aktualnie nie ma miejsca, dlatego też nie czułem twojej krwi. Jesteś ciągle ranna na reszcie ciała i co chwile krwawisz. - odparł i wziął mnie na ręce. 

- Co tu robiłaś? - spytał jak schodził ze mną pomału na dół.

- Zwiedzałam i jestem w szoku, że tu akurat był kurz.

- Że aż z wrażenia się zraniłaś. - poruszył śmiesznie brwiami i wyszczerzył zęby. 

Prychnęłam słysząc to, ale nic nie odpowiedziałam. Lepsza ta wersja niż żeby się dowiedział, że sięgałam po książkę. Posadził mnie na blacie w kuchni i sięgnął po apteczkę. Opatrywał mnie, a ja mu się przyglądałam uważnie podczas tego zabiegu.

- Czemu mi się tak przyglądasz? - spytał nie przestając mnie opatrywać, a ja się lekko zarumieniłam.

- Nie przyglądam, ale zasłaniasz mi wszystko, więc nie wiem gdzie podziać wzrok. Chociaż są lepsze widoki. - prychnął na tą odpowiedź dokańczając swoje dzieło.

- Gotowe i następnym razem uważaj bardziej na siebie. - chciałam wstać i odejść, ale nie ruszył się ode mnie nawet na krok.

- Coś chcesz mi powiedzieć? Dalej przesłuchać? Zatopić we mnie kły? Czy wypuścić? Byłabym zadowolona z ostatniej odpowiedzi. - parsknął śmiechem i pokręcił głową.

- Na pierwsze ci odpowiem. Chodzi o to, że nie chce byś mówiła na mnie pedant. Masz racje jestem nim jednak nie bez przyczyny. - zdziwiłam się tym. Myślałam, że chce mnie znowu przesłuchać, a tu proszę. - Widzisz... To przez mojego ojca, on też był pedantem, ale nie był zbyt miły. Mama opowiadała mi, że nie zawsze taki był, że coś się wydarzyło co go zmieniło. Nie powiedziała mi co, ale ja i tak wiedziałem, że od moich narodzin. Nie wiem czemu, ale z jakiegoś powodu mnie nienawidził. Za każdym razem kiedy coś poplamiłem, albo nawet przesunąłem o centymetr, bił mnie, a kiedy mama zaczynała mnie bronić to też obrywała. Cały pobity musiałem później wysprzątać cały dom, nie było łatwo, co jakieś miejsce posprzątałem, albo on, albo moja krew z powrotem brudziła. Kiedyś się mu przeciwstawiłem i zaczęliśmy się bić. Oczywiście on wygrał, broniąc się tym, że jeśli zaraz się nie poddam mama też oberwie. Wkurwił się wtedy dosyć mocno, bo nie dość, że rozwaliliśmy pół salonu to jeszcze pobrudziłem mu koszulę, to nic, że to ja byłem cały we krwi. Zaprowadził mnie do kominka. Włożył pręt do ognia i kazał mi czekać. Czekałem cierpliwie, bo i tak nie miałem dokąd uciec i nie zostawiłbym mamy. Po chwili wyciągnął pręt i kazał mi ściągnąć bluzkę, byłem mu posłuszny bo nie mogłem nic zrobić. Zakneblował mi usta, a pręt przyłożył do pleców. Po mimo knebla i tak bardzo głośno było słychać moje krzyki. Kiedy w końcu mnie przypieczętował to odłożył pręt, odrzucił mnie na podłogę, a że byłem ledwo przytomny to mnie tam zostawił. Nie mogłem pójść do szpitala ani cokolwiek innego. Moja mama nie wytrzymała tego i się powiesiła, pech chciał, że to akurat ja ją znalazłem. Ojciec stał się jeszcze bardziej brutalny, w końcu nie wytrzymałem i wpadłem w szał, z którego nic nie pamiętam. Wiem, że jak się ocknąłem to ojca już nie było. - ściągnął koszulkę, która miał na sobie i odwrócił się tyłem do mnie.  Od prawej łopatki, aż do lewego biodra przechodziła głęboka blizna. Chociaż był wampirem to ta blizna nie zniknęła, a była z nim aż do teraz i przypominała o wszystkim. Odwrócił się twarzą do mnie. - Dlatego proszę nie nazywaj mnie już tak. - zrobił niemalże błagalne oczy. Kiwnęłam głową na zgodę. Było mi go żal. Nie miałam takiego dzieciństwa jak on chociaż też moje życie nie było później w skowronkach. Westchnęłam i chcąc zejść z blatu przewróciłam naczynie z cukrem. Grimmjow od razu podszedł i zaczął sprzątać i mogłam nawet przysiąc, że ani jedna mała kosteczka nie została.

- Pedant. - nie wytrzymałam te słowa cisnęły mi się na usta. Wiem, że zachowałam się jak gówniara, ale nie mogłam się powstrzymać. - Jak mam przestać na ciebie mówić Pedant skoro robisz to specjalnie, prawie że błagasz o to.

I to był błąd. Jego oczy zapłonęły czerwienią i warknął przeciągle. Czułam jak serce mi bije coraz szybciej i krew odpływa z twarzy. Zaczął niszczyć kuchnię, a ja skuliłam się na blacie na którym ciągle siedziałam. Szybko mu poszło zniszczenie połowy kuchni. Jednak to mu ewidentnie nie wystarczyło. Przeniósł swój wzrok na mnie. Jego oczy ciągle błyszczały chorobliwą czerwienią, a kły miał wystawione. Długie i ostre. Nie wiem co mnie w tej chwili napadło, ale musiałam zapytać by rozładować choć trochę tą sytuacje:

- Chcesz zatopić we mnie kły? - uśmiechnęłam się zdenerwowana, a jemu oczy jeszcze bardziej się zaświeciły.

- Tak szczerze to... z miłą chęcią. - jęknęłam, a on wyszczerzył bardziej swoje zęby i syknął.

Ruszył na mnie. Widziałam to, więc zrobiłam unik. Ominęłam go i ruszyłam biegiem do swojego pokoju. Zatrzasnęłam drzwi. Usłyszałam jego ryk. Nie wiedziałam co mam robić. Nie wiedziałam czy coś to da, ale zakluczyłam drzwi i z wielką determinacją wepchnęłam na nie szafę. Słyszałam jak rozwala jeszcze kilka rzeczy, a ja siedziałam skulona koło tej szafy i czekałam na niego. Wiedziałam, że go to nie zatrzyma, ale taka już jest głupota ludzka. Robimy wszystko by przeżyć.

W tamtym momencie za nim się na mnie rzucił przestraszyłam się. On przypominał tego mężczyznę z wizerunku w starej książce. Nie wiem jak długo już siedziałam w tej jednej pozycji ale na pewno długo. Nogi zaczęły mi drętwieć, jednak bałam się poruszyć. Dźwięki z dołu już dawno ucichły, ale i tak nie miałam odwagi tam zejść i sprawdzić. Podskoczyłam ze strachu jak usłyszałam pukanie w drzwi.

- Muerte? Otwórz drzwi. - odczekał chwile, ale szybko stracił cierpliwość i znowu zaczął pukać - Muerte. Wiem, że tam jesteś, otwórz je. Ja.. Ja przepraszam ciebie za moje zachowanie. Nie zrobię ci krzywdy. Otwórz drzwi.

Prosił mnie o to. Słyszałam to w jego głosie ale przypomniał mi się tamten moment i dotarło do mnie co widziałam jeszcze na tym wizerunku u jego stóp. To były martwe ciała jego ofiar, a myślałam na początku, że to jakaś góra. Skuliłam się jeszcze bardziej, a on ciągle mnie prosił bym wyszła z pokoju. Wiem, że cała ta sytuacja to moja wina, jednak jakoś nie byłam skłonna się do tego przyznać przed nim.

Minuty płynęły, a mi zaczęło burczeć w brzuchu, jednak to było moje najmniejsze zmartwienie. Nadal się go bałam. Czułam, ze był po drugiej stronie drzwi i odniosłam wrażenie, że nie zamierza stamtąd odejść. Wstałam najciszej jak potrafiłam jednak wiedziałam, że mnie słyszy. Podeszłam do okna i wyjrzałam za niego. Nic tam nie było, same drzewa, ale jak mrugnęłam zobaczyłam jakąś postać. Była niewyraźna i bardzo ależ to bardzo blada. Mrugnęłam znowu i jej już nie było. Pokręciłam głową i ponownie wyjrzałam przez okno i zobaczyłam tą postać. Wśród drzew. Wyglądała jak wytwór mojej wyobraźni, jednak kiedy zbłąkany liść zatrzymał się o nią, byłam pewna, że sobie tego nie wyobraziłam. Postać uporczywie się na mnie patrzyła, jakby coś ode mnie chciała. Krzyknęłam przerażona, a jeszcze głośniej kiedy za mną szafa spadłą z hukiem na ziemię. Byłam w połowię obrotu kiedy Grimmjow był już przy mnie i chwycił mnie za ramiona.

- Nic ci nie jest? - zapytał spokojnie i lustrował mnie wzrokiem, a potem spojrzał za okno i co dziwniejsze nie widział tego gościa, którego ja widziałam.

- Nie widzisz go? - zapytałam i chwyciłam go za bluzkę.

- Kogo? - był ewidentnie zdziwiony tym pytaniem.

- Jego! - wskazałam palcem tam gdzie stał. - On tu stoi! Mężczyzna, blady jak ściana, prawie że przezroczysty. Nie widzisz? - byłam załamana tym i coraz bardziej czułam, że wpadam w panikę. Jeszcze chwila i będę miała atak paniki. Zaczęłam coraz płyciej oddychać.

- Nie widzę. - odparł spokojnie i zaprowadził mnie do łóżka i posadził. Zaczął odwijać bandaże na nodze. - Uspokój się. Weź kilka głębokich oddechów. Wdech i wydech. Powoli - zrobiłam co mi kazał i już nie myślałam o tym, że jeszcze parę chwil temu chciał wbić we mnie kły. - Powiedz mi wszystko dokładnie. Jak się uderzyłaś w głowę i co widziałaś teraz. 

Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mu opowiadać wszystko. 

Nie omijałam nic. Żył ewidentnie dłużej niż ja, więc powinien wiedzieć co ze mną jest. Może już ze świrowałam? Może faktycznie nie było tam żadnego człowieka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz